środa, 21 grudnia 2016

Bunt

Kiedy przyniosłem wodę i rozgościłem się już na dobre na tej górze, odczułem silną potrzebę odczytania któregoś z kazań Osho. Wybrałem je z pamięci nośnika z zamkniętymi oczami na chybił-trafił.
Wyświetlił się tytuł "Bunt". 

Kobieta potrzebuje buntu.
    Mężczyzna jest bowiem najbardziej lubieżnym ze wszystkich zwierząt żyjących na ziemi. Wszystkie gatunki zwierząt mają okres godowy, kiedy samce interesują się samicami. Trwa on czasami kilka tygodni, czasami miesiąc lub dwa. Przez resztę roku samce zupełnie zapominają o seksie i reprodukcji. 
Z tego też względu w świecie zwierząt nie występuje nadmierne zagęszczenie populacji.

Mężczyzna także potrzebuje buntu.
    Obserwuj wszystko, co naturalne ze spokojem.
Buntuj się natomiast przeciwko wszelkiemu cierpieniu, które narzucają ci inni. To cierpienie może narzucać ci ojciec, albo matka, kapłan, nauczyciel, rząd lub społeczeństwo.
       Buntuj się przeciwko temu!
Jeżeli nie masz w sobie ducha buntu, nie jesteś żywy w prawdziwym tego słowa znaczeniu.
      Buntuj się przeciwko cierpieniu, które narzucają ci inni, natomiast porzuć cierpienie, które sam wybrałeś.
Nie ma potrzeby tego obserwować. Wystarczy zwykłe zrozumienie: - "Narzuciłem to samemu sobie". I uwolnij się od tego.
     Istnieje także cierpienie naturalne. Do niego podejdź z pozycji obserwatora. To gorzkie lekarstwo, które natura, czyli twój wewnętrzny lekarz, stosuje w celu uzdrowienia twojego chorego Ja.
     Pamiętaj, że poddanie się dowolnemu rodzajowi zniewolenia oznacza niszczenie własnej duszy.
Bowiem lepiej umrzeć niż być niewolnikiem. 

                                                                    Osho  
  


Bardzo miło! Nie czuję się niewolnikiem, oraz mam w sobie ducha buntu od dziecka, a więc zaliczam się także do żywych!

W tym roku na Fereczatą zaszedłem pomieszkać we wrześniu.





Jeszcze były jagody. Dorodne, słodkie i w obfitości. Tymczasem na dole rykowisko trwało na całego. Nocami słychać było donośne bycze ryki.
     Doszedłem na górę koło południa. Najpierw było słonecznie, potem pokazały się gęstniejące ciemne chmury - nadchodziło załamanie pogody.
Obserwowałem, jak zamykają się kwiaty dziewięćsiłów bezłodygowych.
Na drugim zdjęciu ten sam kwiat już całkiem zamknięty (obok dzwonki goryczki) i to po trzydziestu minutach!
  



 W nocy zaczęło wiać tak bardzo, że wydawało się - namiot odfrunie i to razem ze mną!
     Mocowałem dodatkowe linki i przyciskałem je kamieniami. 
Próbowałem spać, lecz budziłem się przy każdym mocniejszym podmuchu. A wiało wściekle
      Nad ranem zrobiło się bardzo zimno i zaczęło padać. Potem lunęło.....
Żeby coś ugotować w chwilach mniejszego natężenia deszczu, ogień osłoniłem przed podmuchami murem a-żur z kamieni. 
Były również godziny bezdeszczowe, jednak wilgoć wkradała się wszędzie.
Namiot sprawdził się bez zarzutu, a dwa śpiwory zapewniały ciepło w nocy.
Po takim kilkudniowym wypadzie docenia się normalny dach nad głową, gdzie jest sucho i zacisznie.... 
    W sumie warto było. Działo się, miałem odwiedziny, oraz zrobiłem całą furę zdjęć.







        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz