Zbocza
wulkanów zaczęła drążyć erozja. Deszcz wypłukiwał do wody
bazalt, który opadał wokół ognistych wysp i tworzył osad na dnie
morskim. Gromadził się tam wciąż nowy i nowy osad, aż cienka
jeszcze powłoka Ziemi załamała się pod ciężarem milionów ton
materiału. Wypłynęła lawa i połączyła się z tymi osadami w
materiał, który miał zmienić oblicze świata.
Powstał
granit.
Był
lżejszy niż bazalt, za to wyjątkowo twardy.
Z
nowej skały zaczęły się formować całe płyty, które początkowo
znajdowały się pod wodą, wkrótce jednak poddały się prawu
wyporu i wysunęły się ponad powierzchnię wody. W ten sposób,
cztery miliardy lat temu pojawiły się pierwsze wyspy pochodzenia
wulkanicznego.
Ich
pojawienie się zakończyło erę praoceanu.
Rozpoczął
się nowy cykl erozji i narodzin lądów, który trwał miliony lat.
Na bazaltowych dnach morskich zalegały warstwy osadowe o
kilometrowych grubościach, lżejsze wyspy granitowe rosły i
zaczynały ciągnąć za sobą ciężkie otoczenie. Wreszcie skorupa
wokół wysp pękała i ląd nieodwołalnie oddzielał się od dna
morskiego. Proces powtarzał się, granitowe kry rosły i rosły, aż
zaczęły wchodzić sobie w drogę.
Ponieważ
żadna nie ustępowała, wolno wędrujące płyty oceaniczne
wgniatały je w siebie i tym sposobem utworzyły jedną olbrzymią
masę lądu na wysokości równika.
Ten
pierwszy superkontynent nazywał się Kenorland.
Dwa i pół miliarda lat przed naszą erą, Kenorland obejmował głównie dzisiejszą Amerykę Północną i Australię, ponadto część Afryki i odrobinę Europy.
Ten
superląd był pustą, pozbawioną życia, ponurą skalną pustynią,
poprzecinaną strumieniami żarzącej się magmy.
Ale
w głębinach oceanu coś zaczynało się ruszać.
Cząsteczki
przyciągały się, obwąchiwały wzajemnie i zawierały przyjaźnie.
Wraz z pierwszym odłamkiem Kenorlandu przyrodzie przydzielono nową
współpracownicę.
Ona
cierpliwie czekała, dopóki nie uspokoi się najgorsze bombardowanie
gruzem z kosmosu.
A trwała ostra strzelanina, asteroidy spadały do
oceanu i na wyspy, niektóre małe, inne wielkości Majorki, albo
Sycylii.
Wreszcie
nieco przycichło i nowa współpracownica rozejrzała się wokół.
Nabrawszy
przekonania, że nadszedł już czas na stworzenie życia, wzięła
się z zapałem do pracy. Na imię jej było Ewolucja i miała w
zanadrzu kilka niezmiernie ciekawych pomysłów.....
W tym miejscu kończę wpisy o pradziejach Ziemi.
Wracamy z dalekiej przeszłości do wątków tegorocznych.
Wracamy z dalekiej przeszłości do wątków tegorocznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz