Wola
Michowa 2016.
Wstaję
przed świtem i poluję na ciekawe światło wschodu.
Potem schodzę pogadać ze Staszkiem Firstem.
Staszek,
jak na warunki bieszczadzkie jest w wieku Matuzalema, ma 78
lat.
Gadu,
gadu o tym i owym, bo sprzykrzyła mi się chwilowo samotność, a
nie czuję, żeby Staszek naruszał prawidłowość prądów
powietrznych, które mnie otaczają (Konstanty Ciołkowski)
Co
za cudny dzień! Ach!
Kiedy fotografowałem łubiny, naraz odczułem silną potrzebę
odwiedzenia innych, a znanych mi miejsc w okolicy, w których one
rosną.
Uczucia
nie kłamią, zaliczamy je do Znaków, należy je szanować,
więc zaniedługo zjeżdżałem na rowerze do szosy. Za moment
pozostawiłem za sobą zabudowania Woli Michowej, kierując
się najpierw (najsampierw) przez Zubeńsko – wieś, która
jest tylko miejscem na mapie, do schroniska Koniec Świata
koło Łupkowa.
Okazało
się, że Rafał już schroniska nie prowadzi. Oto nowi
gospodarze tego uroczego odludzia. ( I nowe schody )
Stąd
zjechałem do Nowego Łupkowa. Droga jest wyrównana,
poprawiona świeżo, a więc jazda jak po stole i do tego z fajnej
góry.
Tylko
szum wiatru w uszach i strzelające kamyki spod opon!
Fantazja!
Z
Nowego Łupkowa zjeżdżam szosą w kierunku Smolnika.
No
ten zjazd nie ma sobie równych, bo można się całkiem „puścić
bez hamulców”.
Takie
puszczenie się jest baaardzo odświeżające!
Następnie
skręcam w Woli Michowej, przejeżdżam obok Marii.
Kierunek
przełęcz Żebrak i będzie zjazd do Mikowa.
Jejku!
Boziuniu! Jakim wspaniałym wynalazkiem jest rower!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz