środa, 14 grudnia 2016

Bieszczadzkie kwiaty

Wola Michowa 2016.
Wstaję przed świtem i poluję na ciekawe światło wschodu.

Potem schodzę pogadać ze Staszkiem Firstem.
Staszek, jak na warunki bieszczadzkie jest w wieku Matuzalema, ma 78 lat.
Gadu, gadu o tym i owym, bo sprzykrzyła mi się chwilowo samotność, a nie czuję, żeby Staszek naruszał prawidłowość prądów powietrznych, które mnie otaczają (Konstanty Ciołkowski)
       Co za cudny dzień! Ach!






Kiedy fotografowałem łubiny, naraz odczułem silną potrzebę odwiedzenia innych, a znanych mi miejsc w okolicy, w których one rosną.
Uczucia nie kłamią, zaliczamy je do Znaków, należy je szanować, więc zaniedługo zjeżdżałem na rowerze do szosy. Za moment pozostawiłem za sobą zabudowania Woli Michowej, kierując się najpierw (najsampierw) przez Zubeńsko – wieś, która jest tylko miejscem na mapie, do schroniska Koniec Świata koło Łupkowa.


Okazało się, że Rafał już schroniska nie prowadzi. Oto nowi gospodarze tego uroczego odludzia. ( I nowe schody )

Stąd zjechałem do Nowego Łupkowa. Droga jest wyrównana, poprawiona świeżo, a więc jazda jak po stole i do tego z fajnej góry.
Tylko szum wiatru w uszach i strzelające kamyki spod opon!
Fantazja!
    Z Nowego Łupkowa zjeżdżam szosą w kierunku Smolnika.
No ten zjazd nie ma sobie równych, bo można się całkiem „puścić bez hamulców”.
Takie puszczenie się jest baaardzo odświeżające!
 
Następnie skręcam w Woli Michowej, przejeżdżam obok Marii.
Kierunek przełęcz Żebrak i będzie zjazd do Mikowa.
Jejku! Boziuniu! Jakim wspaniałym wynalazkiem jest rower!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz