Zakwitły
kolorowe czasze namiotów ponad Wolą Michową.
Przyjechała
Maria i zarządzamy wyprawę do lasu.
Upał
na całego. Niektórzy zawodnicy dużo piją, potem wypada czas
naukowy – liczenie z okółków ile buk ma lat.
Krystaliczna,
zimna woda ze strumienia. Piliśmy i była zabawa – stawianie tamy.
Detale:
- malowniczo na maksa rozcapierzone palce w obu dłoniach córki Marii. To jest ta sławna mowa ciała - najwyraźniej braciszek ją denerwuje.
Ach! Ileż wdzięku w tym koszyczku! Można się w nim zakochać. Zwróciłem na
niego uwagę dopiero teraz, przy instalowaniu zdjęć na blogu. A
przecież go niosłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz