piątek, 25 marca 2016

Samotość serca

Czemu tak często piszę o samotności?

Bo ona jest rdzeniem każdego człowieka. 
Rodzimy się samotni i umieramy samotni. A tak naprawdę to także żyjemy w samotności, tylko większość osób zasłania tę prawdę własnym Matrixem.
Ten Matrix to działanie pod hasłem „zrobić cokolwiek” aby tylko uciec od swej samotności.

Tak jak bieda - ubóstwo, są niczym innym jak chorym stanem umysłu, a dostatek zdrowym stanem (wszystko bierze się z myśli), tak osamotnienie jest stanem chorobowym, natomiast samotność to prawda i zdrowie.

Nie ma kilku rodzajów zdrowia, jest tylko jeden stan.
Od takiej myśli już tylko krok do stwierdzenia:
zdrowy duch,
zdrowa myśl,
zdrowe ciało.

Uogólnienia....

One mogą często wydawać się komuś krzywdzące, ale są nieodzowne w przecedzaniu prawd.
Wielu Czytelnikom mogłoby się wydawać, że pisząc o Największej Korporacji potępiam wszystkich kapłanów.
     A tak nie jest.
Na swojej drodze spotkałem kilku wspaniałych ludzi przynależnych do tej grupy, mających odwagę myśleć po swojemu.
Czesław Klimuszko, Józef Tischner na przykład.
      Także z literatury teologicznej wiem o wielu innych, tu wspomnę o hinduskim jezuicie Anthonym de Mello.
Kto jest w temacie, wie, że Anthony de Mello = Osho.
Co chcę przekazać?

Prawdziwy nauczyciel duchowy nie narzuca doktryny. Każda doktryna jest bowiem śmiercią inteligencji.
Świadomy człowiek, czyli taki, który gdzieś doszedł, sygnalizuje tylko samą możliwość dojścia. Sygnalizuje potrzebę wejścia we własne doświadczenie, ostrzegając jednocześnie: - nie idźcie moją drogą, bo to byłby plagiat, papugowanie. Jest niezliczona ilość innych dróg – własnych niepowtarzalnych ścieżek.
    Bo przecież każdy człowiek jest wyjątkowy, niepowtarzalny.
Ludzie ciągle szukają doradców. A kilku rzeczy w ogólnym Matrixie nie brakuje: - nie brakuje głupoty i doradców.
      Doradców ci u nas dostatek!
Rzeczywistość wygląda zupełnie tak, jakby jedna połowa świata prosiła o radę drugą połowę, podczas gdy obydwie strony siedzą w tych samych ciemnościach.

Mądrość człowieka polega m.in. na przejrzystym formułowaniu myśli.
Być może taką jedną z najważniejszych rad dla wszystkich poszukujących jest ta, której udzielił Rainer Maria Rilke młodemu człowiekowi, pytającemu, czy powinien zostać poetą:

Pytasz mnie, czy twoje wiersze są dobre, przedtem pytałeś wielu innych. Posyłałeś je do gazet, porównywałeś z wieloma innymi i byłeś załamany.
Błagam cię, byś zrezygnował z tego wszystkiego.
Szukasz na zewnątrz, a tego nie powinieneś robić.
Nikt na zewnątrz nie może ci poradzić i pomóc.
Nikt.
Jest tylko jedna jedyna droga.
Wniknij w siebie. Szukaj tej przyczyny, która każe ci pisać. Dokop się w sobie tej głębokiej odpowiedzi.
I wtedy buduj swe życie w zgodzie z tą odpowiedzią.
Głos twego wnętrza dający odpowiedź jest jedyną prawdą.
Ta twoja prawda powinna być odtąd znakiem i świadectwem twego życia, nawet w jego najcichszej godzinie.

Oświeceni powtarzają podobne myśli. Jest to wielki chór myśli. Ale nie twoich. Dopóki nie przetrawisz (Oczywiście o ile szukasz prawdy) tych myśli, nie zweryfikujesz ich w samotności, nierealne jest oczekiwanie odpowiedzi, które są naprawdę twoje.

Gorączkowo poszukujemy odpowiedzi wędrując od drzwi do drzwi, od książki do książki.
A należy mieć cierpliwość i czas ( mam czas, a więc siedzę i myślę....)
Na pewnym etapie powinniśmy żyć pytaniami.

Nam jednak wydaje się, że świat gna, wyrywa nas z naszego najgłębszego „ja” i zachęca, by szukać odpowiedzi, zamiast wsłuchiwać się w pytania.
    Większość z nas nie ma wewnętrznego spokoju, ani czasu, by czekać i słuchać. Ta większość chce odpowiedzi już natychmiast, teraz. 
A Tu i Teraz są tylko pytania w poznawaniu siebie.
Szansę poznania siebie daje nam właśnie samotność.

I wcale nie musi to być samotność w jaskini, czy odludziu. Może to być także samotność w tłumie.
Samotność nie odrywa nas od bliźnich, ale umożliwia prawdziwą przyjaźń.
       W książce teologicznej „Znak Jonasza” natknąłem się na słowa trapisty Thomasa Mertona:

Nie da się wytłumaczyć ludziom, że wszyscy chodzimy pełni słonecznego blasku, a ten blask jest zasłonięty automatyzmem ciasnej kolektywnej egzystencji.
To może wynikać tylko z własnej świadomości, własnego zrozumienia.
Ujrzałem z jasnością, że samotność nie oddziela mnie od innych, ale wiedzie do głębokiej z nimi komunii.

Jednak dla Mertona znaczenie ma nie tyle samotność fizyczna, ile samotność serca.
    Bez samotności serca nie może istnieć twórcza przyjaźń ani życie wspólnotowe. Bez niej relacje z innymi stają się interesowne i egoistyczne, zmieniają się w niewolnicze czepianie się, przylgnięcie do innych. Takie relacje stają się sentymentalne lub pasożytnicze, bo nie potrafimy doświadczać drugiego jako kogoś od nas odmiennego, jako nauczyciela na naszej drodze.
W drugim widzimy tylko osobę, którą można wykorzystać do spełniania własnych, zamaskowanych potrzeb.

Składam Czytelnikom życzenia Wesołych Świąt i dołączam zdjęcie „Kołyba przy pełni” - kolegi Staszka M.

Oraz pierwsza nagroda w konkursie „Sacrum i Profanum w drewnie” - Piotra Lisowskiego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz