Czemu
tak często piszę o samotności?
Bo
ona jest rdzeniem każdego człowieka.
Rodzimy się samotni i
umieramy samotni. A tak naprawdę to także żyjemy w samotności,
tylko większość osób zasłania tę prawdę własnym Matrixem.
Ten
Matrix to działanie pod hasłem „zrobić cokolwiek” aby
tylko uciec od swej samotności.
Tak
jak bieda - ubóstwo, są niczym innym jak chorym stanem umysłu, a
dostatek zdrowym stanem (wszystko bierze się z myśli), tak
osamotnienie jest stanem chorobowym, natomiast samotność to prawda
i zdrowie.
Nie
ma kilku rodzajów zdrowia, jest tylko jeden stan.
Od
takiej myśli już tylko krok do stwierdzenia:
zdrowy
duch,
zdrowa
myśl,
zdrowe
ciało.
Uogólnienia....
One
mogą często wydawać się komuś krzywdzące, ale są nieodzowne w
przecedzaniu prawd.
Wielu
Czytelnikom mogłoby się wydawać, że pisząc o Największej
Korporacji potępiam wszystkich kapłanów.
A
tak nie jest.
Na
swojej drodze spotkałem kilku wspaniałych ludzi przynależnych do
tej grupy, mających odwagę myśleć po swojemu.
Czesław
Klimuszko, Józef Tischner na przykład.
Także
z literatury teologicznej wiem o wielu innych, tu wspomnę o
hinduskim jezuicie Anthonym de Mello.
Kto
jest w temacie, wie, że Anthony de Mello = Osho.
Co
chcę przekazać?
Prawdziwy
nauczyciel duchowy nie narzuca doktryny. Każda doktryna jest bowiem
śmiercią inteligencji.
Świadomy
człowiek, czyli taki, który gdzieś doszedł, sygnalizuje tylko
samą możliwość dojścia. Sygnalizuje potrzebę wejścia we własne
doświadczenie, ostrzegając
jednocześnie: - nie idźcie moją drogą, bo to byłby plagiat,
papugowanie. Jest niezliczona ilość innych dróg – własnych
niepowtarzalnych ścieżek.
Bo
przecież każdy człowiek jest wyjątkowy, niepowtarzalny.
Ludzie
ciągle szukają doradców. A kilku rzeczy w ogólnym Matrixie
nie brakuje: - nie brakuje głupoty i doradców.
Doradców
ci u nas dostatek!
Rzeczywistość wygląda zupełnie tak, jakby jedna połowa świata prosiła o radę
drugą połowę, podczas gdy obydwie strony siedzą w tych samych
ciemnościach.
Mądrość
człowieka polega m.in. na przejrzystym formułowaniu myśli.
Być
może taką jedną z najważniejszych rad dla wszystkich
poszukujących jest ta, której udzielił Rainer Maria Rilke
młodemu człowiekowi, pytającemu, czy powinien zostać poetą:
Pytasz
mnie, czy twoje wiersze są dobre, przedtem pytałeś wielu innych.
Posyłałeś je do gazet, porównywałeś z wieloma innymi i byłeś
załamany.
Błagam
cię, byś zrezygnował z tego wszystkiego.
Szukasz
na zewnątrz, a tego nie powinieneś robić.
Nikt
na zewnątrz nie może ci poradzić i pomóc.
Nikt.
Jest
tylko jedna jedyna droga.
Wniknij
w siebie. Szukaj tej przyczyny, która każe ci pisać. Dokop się w
sobie tej głębokiej odpowiedzi.
I
wtedy buduj swe życie w zgodzie z tą odpowiedzią.
Głos
twego wnętrza dający odpowiedź jest jedyną prawdą.
Ta
twoja prawda powinna być odtąd znakiem i świadectwem twego życia,
nawet w jego najcichszej godzinie.
Oświeceni
powtarzają podobne myśli. Jest to wielki chór myśli. Ale nie
twoich. Dopóki nie przetrawisz (Oczywiście o ile szukasz prawdy)
tych myśli, nie zweryfikujesz ich w samotności, nierealne jest
oczekiwanie odpowiedzi, które są naprawdę twoje.
Gorączkowo
poszukujemy odpowiedzi wędrując od drzwi do drzwi, od książki do
książki.
A
należy mieć cierpliwość i czas ( mam czas, a więc siedzę i
myślę....)
Na
pewnym etapie powinniśmy żyć pytaniami.
Nam
jednak wydaje się, że świat gna, wyrywa nas z naszego najgłębszego
„ja” i zachęca, by szukać odpowiedzi, zamiast wsłuchiwać się
w pytania.
Większość
z nas nie ma wewnętrznego spokoju, ani czasu, by czekać i słuchać.
Ta większość chce odpowiedzi już natychmiast, teraz.
A Tu i Teraz
są tylko pytania w poznawaniu siebie.
Szansę
poznania siebie daje nam właśnie samotność.
I
wcale nie musi to być samotność w jaskini, czy odludziu. Może to
być także samotność w tłumie.
Samotność
nie odrywa nas od bliźnich, ale umożliwia prawdziwą przyjaźń.
W
książce teologicznej „Znak Jonasza” natknąłem się na
słowa trapisty Thomasa Mertona:
Nie
da się wytłumaczyć ludziom, że wszyscy chodzimy pełni
słonecznego blasku, a ten blask jest zasłonięty automatyzmem
ciasnej kolektywnej egzystencji.
To
może wynikać tylko z własnej świadomości, własnego zrozumienia.
Ujrzałem
z jasnością, że samotność nie oddziela mnie od innych, ale
wiedzie do głębokiej z nimi komunii.
Jednak
dla Mertona znaczenie ma nie tyle samotność fizyczna, ile
samotność serca.
Bez
samotności serca nie może istnieć twórcza przyjaźń ani życie
wspólnotowe. Bez niej relacje z innymi stają się interesowne i
egoistyczne, zmieniają się w niewolnicze czepianie się,
przylgnięcie do innych. Takie relacje stają się sentymentalne lub
pasożytnicze, bo nie potrafimy doświadczać drugiego jako kogoś od
nas odmiennego, jako nauczyciela na naszej drodze.
W
drugim widzimy tylko osobę, którą można wykorzystać do
spełniania własnych, zamaskowanych potrzeb.
Składam Czytelnikom życzenia Wesołych Świąt i dołączam
zdjęcie „Kołyba przy pełni” - kolegi Staszka M.
Oraz
pierwsza nagroda w konkursie „Sacrum i Profanum w drewnie”
- Piotra Lisowskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz