Trwam
w stanie półsnu, półjawy, myśli płyną ociężale.
A niech
sobie płyną. W tym stanie doczekuję momentu, kiedy niebo nad
połoninami pokrywa się srebrnym piaskiem gwiazd.
Było mi tak dobrze, tak bajecznie dobrze...... że w końcu musiałem usnąć, ponieważ pierwsze nocne zdjęcie ma godzinę
00:01.
Łuna
bije najprawdopodobniej z Wetliny, bo to kierunek wprost na
połoniny.
Do
drugiego zdjęcia aparat przesuwam o 90 stopni w prawo. Poświata z
kierunku Ustrzyki Dolne?
Przychodzi
czas na głębsze refleksje.
Co
jest w życiu ważne?
Suma
wrażeń jest ważna, przeżycie czegoś nowego, innego,
niecodziennego. Tylko takie rzeczy się pamięta, reszta zwykłej
codziennej krzątaniny staje się sieczką i pamięć szybko tej
sieczki się pozbywa.
Popróbować innego, nie poddawać się presji
nocy pod dachem, jest to więc rzecz chwalebna, oczywiście, jeśli
kogoś to kręci.
Bo
przecież nic na siłę, każdy żyje po swojemu.
Tyle
tylko, że kiedy uciekamy na noc pod dach, tracimy kontakt z tym, co
wokół, odcinamy się od przyrody, która wcale nie idzie spać,
tylko żyje swoim nocnym życiem.
Cały
czas mam na myśli miejsce niecodzienne, takie jak tu.
Jak
było pierwszej nocy na Otrycie?
Dobrze
było!
Oraz
ciekawie i wietrznie.
A
wiało coraz mocniej. Namiot miałem ustawiony na skraju starego
bukowego lasu, akurat wejściem do południowego wiatru, na samym
szczycie widokowego miejsca. Po sesji zdjęć nocnych, ciepłe
podmuchy uderzały silnie i próbowały zamienić namiot w samolot.
Co
jest jeszcze ważne? Jest takie hasło: będzie pan (pani)
zadowolona!
Bycie
zadowolonym jest bardzo ważne. Dlatego na tak wiele sposobów o tym
piszę.
Zadowolenie
to stan umysłu, tak jak szczęście.
Żeby
doznać tego stanu, wcale nie trzeba dotrzeć w tak magiczne miejsca
jak Otryt.
Takie
miejsca pomagają, ale konieczne nie są.
Konieczna
jest natomiast wycieczka w głąb siebie, ten skok kwantowy jak
nazywał to Osho. Tam wewnątrz siebie znajdziemy zadowolenie i szczęście.
Franz
Kafka ujął to w ten sposób:
Można
nigdzie nie wyjeżdżać. Można siedzieć w zamkniętym pokoju, a
szczęście samo potoczy się do naszych stóp.
Dziś
ujmę to w sutrach. Sutry czyta się łatwo, bo są one krótkie.
Smutna
to prawda, ale spora część społeczeństwa coraz mniej czyta.
Pewnie dlatego, że nie ma czasu.
Bywa,
że starzy ludzie twierdzą, że w książkach są wypisywane
głupoty, a od czytania tylko wzrok się traci.
I udają się albo na piwo, albo do kościoła.
Młodzi
natomiast..... No ci to dopiero nie mają czasu, gonią, prześlizgują
się tylko po tytułach.
Lub są wyluzowani jak mój dorosły wnuk. I tłuką „w ludziki”, czy inne gry. Trzymają oburącz swoje gadżety i pracują wzrokiem
i kciukami.
Wnuku,
przyjedź w Bieszczady – zapodaję.
- Pytanie:
- ile godzin trzeba jechać z Warszawy?
- Wyjaśniam:
- 9.
- Odpowiedź
wnuka: - dziadku chyba cię pogięło?
Ja
się nie obrażam, bo wnuka kocham.
W
każdym razie dziadek trzyma się prosto, natomiast wnuk po godzinnej
jeździe na rowerze dwa dni odpoczywa.
Czyli:
- Obrazki? Tak.
Nieco
więcej treści? - Nie.
Dawno
minęła północ, wszystko wokół porusza się w tańcu cieni i
huczy, a ja wybiłem się ze snu.
Siedziałem
na ławeczce, a wiatr wył w gałęziach i przyginał je razem z
całymi drzewami, a także szarpał niedalekim namiotem. Minęło
może pół godziny i wiatr zamienił się w wichurę, nastąpił
prawdziwy koncert wichury.
Las
jęczał opętańczo i trzaskał, a kolejne uderzenia wichury
nadchodziły falami.
Pomyślałem,
że lepiej będzie, jak obciążę namiot swoją osobą, bo jeszcze
mi odfrunie.
W
nocy kilka razy budziłem się i rejestrowałem słabnące już
powiewy.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz