Budzę
się i wybieram nastrój na dziś: będzie taki, jak wczoraj, czyli
pogodny.
Rano
snują się gęste mgły, ale słońce szybko się z nimi rozprawia.
Postanawiam udać się do Lutowisk na śniadanie.
Gospodyni
mówi, że w nocy było tylko plus jeden.
W
ten oto sposób ominęło mnie brr - brr w namiocie.
Idę
a jakbym podfruwał – przecież nie mam plecaka, został w pokoju.
Do
Lutowisk tylko parę kilometrów. Od czasu do czasu pstrykam w
interesujących miejscach.
Bocian
wita - ależ naściągał gałęzi.
Siadam
na tarasie przy zamkniętej jeszcze restauracji i zaczynam jeść. Naraz znikąd, z niebytu wyłania się luj – menel.
Nie
jest to zwykły luj, to jest luj bieszczadzki. Jak się niebawem
okazało, ten luj był lujem niezwykłym z zacięciem filozoficznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz