Spałem
krótko, bo pierwsze zdjęcie przedświtu jest z godz. 4.22.
O
poranku pochodziłem nieco po grzbiecie Otrytu. Cały czas
stary las i nic nie widać.
Wracam do namiotu,
trzeba nabrać wody.... Tylko to pomyślałem, nadchodzi facet w
jaskrawo-czerwonym plastikowym berecie, na którym na druciku jest
umocowany zielony plastikowy ogórek.
Bardzo to oryginalne, mnie się w każdym razie podoba.
Facet mieszka w Holandii,
w Bieszczady przyjechał świętować swoje czterdzieste urodziny.
Opowiada jak uczestniczył w odbudowie Chaty po spaleniu.
Potem czyni honory gospodarza i oprowadza mnie po terenie.
Spodobało mi się w Otryckiej Republice Wolnej Myśli, a ponieważ mam czas, postanawiam pochodzić po okolicy. Zostanę tu na jeszcze jedną noc. Oto kolega, jeden z dwóch cichych psów z Otrytu. Odwiedzał mnie przy namiocie. Bardzo grzeczny. Śniadanie i wio na włóczęgę do wieczora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz