Lutowiska (1944-1957 Szewczenko) – wieś w Bieszczadach, mieszkańców 2200.
Usiadłem
na tarasie tak, że widzę jednocześnie dwa ptaki: koguta i bociana.
Ten
widok, to jakby telewizja lokalna. Na razie bez dźwięku ta
telewizja, bo dźwięk się dopiero szykuje.
Luj,
który wyłonił się z niebytu, stoi, ja pogryzam drożdżówkę i
czekam na tekst, który mi pewnie zaraz zaserwuje.
Luj
przestępuje z nogi na nogę, nie wie jak zacząć.
-
Dzień dobry! Pan z daleka?
Grzeczny,
nienamolny początek. Odpowiadam:
-
Z Woli Michowej ci ja idę. Trzeci tydzień idę niespiesznie.
-
Jak niespiesznie, to znaczy, że ma pan czas.
-
Ano mam! Mam czas, czego i panu życzę.
-
E tam, panie! Czas to ja mam, ale co z tego, jak kasy nie ma.
-
A czemu kasy nie ma?
-
Bo robić się nie chce, co ja będę w bawełnę owijał. Tak się
obijam z dnia na dzień, najgorsza to zima jest.
-
Czemu najgorsza?
-
Jak to czemu najgorsza? Bo panie w zimie zimno jest! Marznie człowiek
sakramencko!
-
Racja. W zimie jest zimno.
-
Ale teraz jest ciepło?
-
No tak, teraz tak....
Siedzę
i jem, rozmawiamy, a luj stoi, trochę nieładnie....
Lecz
przecież wszyscy domyślają się, o co chodzi.
-
Ciepło jest to i pić się chce – rzucam tak ogólnie.
Zabłysły
oczy luja.
-
O tak, panie tak! Święte słowa pan powiedział!
Wyjmuję
dwa złote i podaję lujowi ze słowami: - proszę, oto na puszkę.
(piwo od 1,29 zł puszka, jak zauważyłem kupując bułki).
Luj
machnął się do sklepu, akurat skończyłem jeść, kiedy zdarzenia nabrały tempa: - wraca mój luj nie tylko z puszką już otwartą,
ale i z drugim lujem.
-
Kolega! Przedstawia powierzchownie kamrata.
No,
na taką ładną prezentację wypada się zachować: podaję
lujowi-koledze rękę i przedstawiam się: Zgrywus!
-
Siara! Odpowiada.
-
A ja Furman, wyciąga rękę pierwszy luj.
I
Siara już biegnie po swoją puszkę z moją dwuzłotówką.
Popijam
wodę.
-
A pan piwa nie? Pyta Furman.
Żeby
przeciąć temat, mówię: - niestety nie, lekarz zabronił.
-
Toś pan chory?
-
Tak, i to bardzo. Mam trzy choroby: - syfilis, różę i śpiączkę
kurzę!
Luje
zgodnie rżą ze śmiechu, bo Siara już zdążył obrócić.
-
Zgrywus z pana! - Oceniają.
-
To wam powiem jeszcze, że mam taką pigułkę uniwersalną, którą
łykam....
Viagra!
Wykrzyknął Siara.
Sragra!
Zareplikował Furman.
- Milcz, kiedy pan jeszcze nie skończył
mówić. Dobrych obyczajów nie znasz?
- To na co, panie, ta pigułka jest?
-
Na głowy bolenie i kuśki stojenie!
Ha,
ha, ha! Zaśmiali się luje szeroko, wspólnie podsumowując: Zgrywus
zupełny! Jajcarz! Dobrą ksywkę masz! I w ten oto sposób niewidoczny
przeszliśmy na „ty”.
-
A słyszałeś co powiedział..... i tu Siara rzuca nazwisko
jakiegoś polityka.
-
Nie słyszałem – odpowiadam zgodnie z prawdą.( Od maja odciąłem
się od giełdy, od komputera, a od telewizyjnych czy radiowych
wiadomości to już piąty czy któryś rok będzie, tyle, co mi
ludzie powiedzą, a przeważnie to moja niereformowalna, prawie
stuletnia ciocia)
Siara wyrzuca z siebie to bulwersujące go zdanie wypowiedziane przez
kogoś.
Następuje
długa chwila ciszy.
Nawet
lekko zgrozą powiało.
Siara delektuje się efektem jaki wywarł na słuchaczu.
Siara delektuje się efektem jaki wywarł na słuchaczu.
A
słuchacz, czyli ja, pyta: - A co na to Gomułka? On pozwala
na takie wypowiedzi?
-
Jaka Gomułka?!!!
Furman
i Siara patrzą na mnie nic nie rozumiejąc.
-
No jak to jaka Gomułka? Pierwszy sekretarz partii
komunistycznej!
Cisza.
Luje myślą.
- Nie ma już go, tego Gomułki.... po
głębszym namyśle rzecze Siara.
-
To kto teraz jest? Pytam robiąc wielkie oczy.
Odpowiada
mi milczenie......
Luje
patrzą się na siebie porozumiewawczo... Świr znaczy? Nie, przecież on jaja sobie z nas robi!
I piwo stawia. Znaczy się zupełnie przyzwoity normalny zgrywus-jajcarz!
Wybuchamy śmiechem, ja się aż załkałem.
Furman
idzie po kolejne puszki.
Następnie
rozmowa toczy się dalej. Byłoby za długo, żebym ją przytaczał w
całości. Napiszę więc krótko: była to bardzo całkiem niegłupia
rozmowa.
Opowiedziałem
między innymi jak zostałem okradziony przez Dzikiego w
Smolniku nad Osławą.
Że to dla mnie była nauczka. I
że trzeba wybaczać, bo inaczej cierń w sobie się nosi. I że
pobieramy lekcje, a każdy na naszej drodze może być nauczycielem.
Furman
natomiast wykazał się naprawdę nie byle jakim podejściem
filozoficzno-logicznym. Niby się ze wszystkim zgadzał, powtarzał:
racja, racja, ale na koniec dopowiadał jedno celne słowo,
górnolotne słowo, a więc niezrozumiałe dla Siary, którego to
coraz bardziej denerwowało.
Na
koniec Siara się wkurzył i mówi:
-
A co ty Furman tylko racja i racja! Co ty tak łatwo zgadzasz
się z nami?
I
tu pada niezwykle trzeźwy osąd, biorąc pod uwagę tę kolejną
kolejkę dwuzłotowych piw:
-
Bo to co mówicie, nie koliduje z moimi osobistymi poglądami,
przeważnie dlatego, ponieważ ich nie mam.
Bardzo
mi się to spodobało i uznałem, że to jest miły akcent do
pożegnania. Kończę więc to przyjacielskie spotkanie mówiąc: na
mnie już czas!
Żegnamy
się w przyjacielskiej atmosferze i bardzo odpowiedniej chwili, bo właśnie nadchodzą trzej inni
luje – koledzy Furmana i Siary.
Ruszam
w całkowitej i bezbłędnej samotności w powrotną drogę do
Smolnika. Tam wezmę swój dom na plecy i wio na Otryt!
Myślę
sobie: - To była pouczająca rozmowa dla obu stron, mam nadzieję.
Lubię bowiem rozmawiać z ludźmi, którzy potrafią mądrze mówić o wszystkim i niczym, a także znają się na żartach.
Idę
i jestem zadowolony.
Nie ma się czym przejmować, każdy przecież osiągnie swój czas i miejsce. O czym przypomina tabliczka z centrum Lutowisk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz