Dwernik.
Tu
skręca się na Otryt. Potencjalny
czas dojścia widać na drogowskazie.
Ja
szedłem chyba trzy razy dłużej.
Po
pierwsze primo: jak zwykle, mam czas. A więc po co iść szybko,
jeśli mogę wolno?
Po
drugie primo: gdy idę wolno, mogę spokojnie zachwycić się każdą
margerytką, albo byle czym. A wokół jest niesamowita ilość tego
byle czego: ropucha przeskakuje na drugą stronę drogi, leci ważka
metalicznie zielona, słońce skrywa się za bieluśką poduchę
chmury,
mijam
relikty przeszłości.
Po
trzecie primo: kiedy tak czynię, tkwię głęboko w sławnym Tu i
Teraz.
A
więc wchodzę niespiesznie. Jest coraz to wyżej i robi się
wyraźnie chłodniej. Raz, że wysokość, poza tym nieco się
zachmurzyło i dodatkowo szeroka droga skończyła się.
Wchodzę
w wąską stromą drogę w starym bukowym lesie, nad
głową rozlega się krzyk orłów.
Fotografuję,
ale orły fruną wysoko, wysoko. Na zdjęciu wychodzą jako maleńkie
kropki
Na
szlaku pusto. Od wyjścia ze Smolnika, do samej Chaty
Socjologów, poza traktorem na skrzyżowaniu Dwernik –
Stuposiany, nie spotkałem nikogo.
Szlak
oznaczony wzorowo.
Czytam
napis o Otryckiej Republice Wolnej Myśli i czuję się
wśród swojaków, zupełnie jakbym wracał do domu.
Pobiwakuję
obok Chaty Socjologów, na
samym szczycie sławnej przecinki widokowej.
PS.
Nastąpi tygodniowa przerwa we wpisach na blogu.
ps szkoda :)
OdpowiedzUsuń