czwartek, 17 marca 2016

Cisi ludzie z Otrytu

Jest sielsko, dzień się chyli, trochę wieje, czekam więc aż przestanie.


Powiewy widać na tym małym modrzewiu.
Czekam żeby ugotować zbyszkową konkretną gęstą zupę. Wiatr niestety wieje jakby coraz mocniej, a na pewno nie słabiej.
Nic to, przecież to mój przyjaciel, czyż nie jestem wichrem według Kalendarza Majów
Jak to pomaga zrozumieć świat, kiedy poznamy odpowiedź na dwa podstawowe pytania:
     Kim jestem?
     Dokąd zmierzam?
A więc radzę sobie: - rozpalam i gotuję na wietrze, podkładając od nawietrznej. 



Jeśli jest potrzeba, potrafię ugotować także na wietrze i do tego w deszczu. Dawno odkryłem (bowiem), że przecież garnek robi za daszek i osłania płomienie.

Zupa udała się fantastycznie a ilość była obfita.
Nadszedł czas na prawdziwą telewizję bieszczadzką: - obserwację, jak w kompletnej ciszy i pomaleńku zapada mrok.



Co jest w tym sławnym momencie Tu i Teraz godne podkreślenia?: - obok miejsca widokowego, gdzie stoi namiot (100 m?) przed Chatą Socjologów, urzęduje kilkanaście osób i dwa psy. A cisza panuje bezbłędna!
Nikt nie wydziera ryja, a psy nabrały cech właścicieli.
A więc ponownie: - niech będą błogosławieni cisi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz