Komputerium
Następnego
ranka Trurl tak rzekł do siebie:
- Widocznie wziąłem się za bary z problemem ze
wszystkich w całym Kosmosie najtrudniejszym, skoro nawet Ja Sam
Osobiście podołać mu nie mogę!
Byłżeby
Rozum nie do pogodzenia ze Szczęśliwością?
Bo na to zdaje się wskazywać casus Kobyszczęścia, które
póty pławiło się w Ekastazie Istnieniowej, pókim mu
myślenia nie podkręcił?
Lecz
ja takiej ewentualności nie mogę dopuścić, ja się na nią nie
zgadzam, ja jej za własność Natury nie uznaję!
Zakładałaby
bowiem złośliwą a chytrą, wręcz szatańską perfidię zaczajoną
w Bycie, w materii śpiącą, która tego tylko czeka, żeby
się świadomość zbudziła.
Świadomość
jako źródło udręczeń zamiast bytowej słodyczy.
Lecz
wara Kosmosowi od myśli, która ten nieznośny stan rzeczy pragnie
polepszyć.
Muszę
więc odmienić to, co jest. Zarazem uczynić tego nie jestem zdolen.
Byłżebym
w kropce?
Skądże!
Od
czego wzmacniacze rozumu? Czego sam nie podźwignę, mądre machiny
za mnie podźwigną!
Zbuduję
Komputerium do rozwiązania egzystencjalnego dylematu!
Jak
postanowił, tak tez uczynił.
W
dwanaście dni stanęła pośrodku pracowni machina ogromna, prądem
szumiąca, foremnie graniastego kształtu, która nic innego robić
nie mogła, jak tylko zetrzeć się zwycięsko z zagadką.
Włączył
ją i nie czekając, aż się rozgrzeją od prądu jej krystaliczne
wnętrzności, poszedł na spacer.
Kiedy
wrócił ujrzał maszynę pogrążoną w pracy niewymownie zawiłej.
Montowała z tego, co było pod ręka, inną machinę, znacznie
większą od siebie. Ta z kolei w ciągu nocy i następnego dnia
wyrwała z posad ściany domu i dach rozsadziła konstruując ogrom
następnej maszynerii.
Trurl
postawił namiot na podwórzu i czekał cierpliwie końca tych
ciężkich umysłowych robót, lecz nie było go widać.
Przez
łąkę w las, kładąc go pokotem, rozrosły się kolejne kadłuby,
wnet z głuchym szumem wparły się któreś tam generacje
pierwotnego Komputerium w wody rzeki.
Trurl
zaś, chcąc obejrzeć całość dotąd powstałą, musiał pół
godziny strawić na pospiesznym marszu. Kiedy jednak przyjrzał się
dokładniej połączeniom maszyn, zadrżał.
Stało
się to, o czym jedynie z teorii wiedział.
Jak
bowiem głosi hipoteza wielkiego Kerebrona Emtadraty,
uniwersalnego kunstmistrza obojga cybernetyk, maszyna cyfrowa, której
dać nieposilne dla niej zadanie, jeśli przekroczy pewien próg,
zwany Barierą Mądrości, zamiast sama męczyć się
rozwiązywaniem problemu, buduje maszynę następną, lecz i ta, już
dostatecznie chytra, by pojąć, co i jak, przerzucone na nią
brzemię z kolei przekazuje następnej, przez siebie wnet
zmontowanej, i proces tego spychania zadań idzie w nieskończoność!
Jakoż
horyzontu już sięgały stalowe dźwigary czterdziestejdziewiątej
generacji maszynowej, a szum tego jeno myślenia, które polegało na
przekazywaniu problemu byle dalej, mógł wodospad zagłuszyć!
Albowiem
mądrość polega na tym, aby zlecić komuś innemu robotę, którą
miało się samemu wykonać.
Toteż
programów słuchają jedynie mechaniczne głuptaki cyfrowe.
Pojąwszy
naturę zjawiska, Trurl przysiadł na pniu drzewa, zwalonego
właśnie komputerową ewolucją ekspansywną, i wydał z piersi jęk
głuchy.
Cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz