czwartek, 25 stycznia 2018

Międzygalaktyczni Konstruktorzy 17

         Komputerium

Następnego ranka Trurl tak rzekł do siebie: - Widocznie wziąłem się za bary z problemem ze wszystkich w całym Kosmosie najtrudniejszym, skoro nawet Ja Sam Osobiście podołać mu nie mogę!
          Byłżeby Rozum nie do pogodzenia ze Szczęśliwością? Bo na to zdaje się wskazywać casus Kobyszczęścia, które póty pławiło się w Ekastazie Istnieniowej, pókim mu myślenia nie podkręcił?
Lecz ja takiej ewentualności nie mogę dopuścić, ja się na nią nie zgadzam, ja jej za własność Natury nie uznaję!
      Zakładałaby bowiem złośliwą a chytrą, wręcz szatańską perfidię zaczajoną w Bycie, w materii śpiącą, która tego tylko czeka, żeby się świadomość zbudziła.
Świadomość jako źródło udręczeń zamiast bytowej słodyczy.
      Lecz wara Kosmosowi od myśli, która ten nieznośny stan rzeczy pragnie polepszyć.
Muszę więc odmienić to, co jest. Zarazem uczynić tego nie jestem zdolen.
Byłżebym w kropce?
Skądże!
      Od czego wzmacniacze rozumu? Czego sam nie podźwignę, mądre machiny za mnie podźwigną!
Zbuduję Komputerium do rozwiązania egzystencjalnego dylematu!
Jak postanowił, tak tez uczynił.

W dwanaście dni stanęła pośrodku pracowni machina ogromna, prądem szumiąca, foremnie graniastego kształtu, która nic innego robić nie mogła, jak tylko zetrzeć się zwycięsko z zagadką.
Włączył ją i nie czekając, aż się rozgrzeją od prądu jej krystaliczne wnętrzności, poszedł na spacer.

Kiedy wrócił ujrzał maszynę pogrążoną w pracy niewymownie zawiłej. Montowała z tego, co było pod ręka, inną machinę, znacznie większą od siebie. Ta z kolei w ciągu nocy i następnego dnia wyrwała z posad ściany domu i dach rozsadziła konstruując ogrom następnej maszynerii.
      Trurl postawił namiot na podwórzu i czekał cierpliwie końca tych ciężkich umysłowych robót, lecz nie było go widać.
Przez łąkę w las, kładąc go pokotem, rozrosły się kolejne kadłuby, wnet z głuchym szumem wparły się któreś tam generacje pierwotnego Komputerium w wody rzeki.

Trurl zaś, chcąc obejrzeć całość dotąd powstałą, musiał pół godziny strawić na pospiesznym marszu. Kiedy jednak przyjrzał się dokładniej połączeniom maszyn, zadrżał.
        Stało się to, o czym jedynie z teorii wiedział.
Jak bowiem głosi hipoteza wielkiego Kerebrona Emtadraty, uniwersalnego kunstmistrza obojga cybernetyk, maszyna cyfrowa, której dać nieposilne dla niej zadanie, jeśli przekroczy pewien próg, zwany Barierą Mądrości, zamiast sama męczyć się rozwiązywaniem problemu, buduje maszynę następną, lecz i ta, już dostatecznie chytra, by pojąć, co i jak, przerzucone na nią brzemię z kolei przekazuje następnej, przez siebie wnet zmontowanej, i proces tego spychania zadań idzie w nieskończoność!
        Jakoż horyzontu już sięgały stalowe dźwigary czterdziestejdziewiątej generacji maszynowej, a szum tego jeno myślenia, które polegało na przekazywaniu problemu byle dalej, mógł wodospad zagłuszyć!
Albowiem mądrość polega na tym, aby zlecić komuś innemu robotę, którą miało się samemu wykonać.

Toteż programów słuchają jedynie mechaniczne głuptaki cyfrowe.
Pojąwszy naturę zjawiska, Trurl przysiadł na pniu drzewa, zwalonego właśnie komputerową ewolucją ekspansywną, i wydał z piersi jęk głuchy.

Cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz