Kilka
lat temu, na wielotygodniowym biwaku u podnóża Chryszczatej,
zafundowałem sobie kamienny stół.
A dokładnie był to kamienny
blat z miejscowego łupka. Przyniosłem go z potoku, położyłem na
podstawie z pnia i ten fakt niezwykle mnie uradował.
Stół
jest bowiem sprzętem niezwykle istotnym w każdym gospodarstwie
domowym.
Lubię
zbierać ciekawe kamienie.
I
muszelki.....
Łupek
przemawiał do mnie odległą historią. Przecież ten kamień
pochodzi z dna Oceanu Tetydy, z ediakaru i liczy sobie
bagatelka 600 milionów lat!
Kamienny
blat dzięki temu zyskał na znaczeniu. Oto moje ówczesne gospodarstwo –
Zbyszkowo Chryszczata. W reklamówkach widać zapas szyszek,
natenczas to na ich gorącu głównie gotowałem.
Polubiłem
ten stół.....
Na kamienny blat patrzyłem z zadowoleniem, oraz z lubością. Czułem, że
i on ma duszę.
Okazuje
się, że można polubić wszystko – także kamień.
Darzyłem
ten łupek tak wielkim sentymentem, że w następnym roku załadowałem
go do plecaka i przywiozłem na rowerze do Kołyby.
Od góry 686 do przełęczy to było wchodzenie na piechotę z rowerem przy boku.
Od
przełęczy Żebrak, zaczął się niezapomniany zjazd.
Niezapomniany,
bo kamień ważył z 10 kg, a to przy mojej wadze dało się odczuć
sporą bezwładnością – szusowałem jak ta lala!
Z
początku trzeba tu hamować na serpentynach, a potem w dół, ile
fabryka rowerowa da!
Zjeżdżałem
na granicy wypadnięcia z drogi - wiatr wyciskał łzy z oczu,
szumiał w uszach, do których docierał tylko wizg opon!
Drzewa
migały. Wpadałem w fale na przemian zimniejszego i cieplejszego
powietrza. To był wyjątkowy i niezapomniany zjazd.
W Woli Michowej łupek znalazł swoje tymczasowe miejsce w poszerzanych schodach.
W ubiegłym roku zmieniła się koncepcja schodów – najpierw wyłuskałem
łupek z trawy - poprzednie schody zdążyły bowiem zarosnąć - i znowu miałem kamienny stół przy
namiocie.
W
końcu ten płaski kamień wylądował w nowych schodach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz