Jeśli
tylko rozpoznam w moim rozmówcy malkontenta, sprawę załatwiam
krótko i zdecydowanie, po czym następuje ewakuacja Zbyszka.
Po
cóż bowiem wystawiać się na negatywną energię?
Synonimem
malkontenta jest krytyk, który wszystko i wszystkich zaszufladkuje,
skrytykuje i spostponuje.
Taka
osoba ma rozdęte ego, czyli musi mieć zawsze rację, oraz zazwyczaj
jest złośliwa.
Generalnie
trudno jest z takim wytrzymać.
Oto
opowieść.
Podróżujący
niezależnie od siebie po kraju Hindus, rabin i krytyk, zostali
pewnego popołudnia zaskoczeni w tej samej okolicy przez gwałtowną
burzę. Spotkali się szukając schronienia w najbliższym
gospodarstwie.
- Ta
burza potrwa pewnie do jutra – powiedział właściciel
gospodarstwa - lepiej zostańcie tu na noc.
Niestety
w pokoju gościnnym pomieszczą się tylko dwie osoby. Jeden z was
musi spać w stodole.
- Ja
mogę tam spać – powiedział Hindus – odrobina ascezy to dla
mnie nic nowego.
I
poszedł do stodoły.
Kilka
minut później ktoś zapukał do drzwi. To był Hindus.
- Przepraszam
– powiedział – ale w stodole jest krowa. Według mojej religii
krowy są święte i nie wolno mi wkraczać na ich teren.
- Nie
martw się – powiedział rabin – ja pójdę spać w stodole, mnie
krowa nie przeszkadza.
I
poszedł.
Po
kilku minutach znów ktoś zapukał do drzwi. To był rabin.
Powiedział:
- Bardzo przepraszam, ale w stodole jest świnia. Według mojej
religii świnie są nieczyste. Nie mogę czuć się dobrze razem ze
świnią w tym samym pomieszczeniu.
- Nie
jest mi to na rękę – odezwał się krytyk – ale jak widać, to
ja jestem zmuszony spać w stodole.
I
poszedł.
Po
niedługim czasie znowu ktoś zapukał. Tym razem za drzwiami stała
krowa i świnia.
Maj
2017, Stara Stajnia w Zawidowicach.
Jacek - kolega z klasy maturalnej, który mnie tu przywiózł z Gdańska, pojechał
do swojej rodziny mieszkającej nieopodal.
Dopiero
jutro pod koniec dnia mają zjechać pozostali nasi koledzy klasowi z liceum
Reytana.
Zrobiło się popołudnie, gdy usiadłem
z piwem na tarasie.
Wokół zielono, ciepły wiatr, który wiał od rana ucichł całkiem. Nie widać ludzi, na padoku pasie się kilka koni....Wydaje się, że w tak wielkim kompleksie jestem jedynym gościem.
Ciszę
przerywa jedynie parskanie najbliższego konia.
Siedzę
więc sobie na luziczku, atmosfera jest urocza, oraz wokół maj.
Naraz
pojawia się facet i pyta, czy może się przysiąść.
Czemu
nie?
Akurat jestem
w nastroju przychylnym dla świata..... i może się miło pogada o tym i owym?....
Niestety kicha !
Trafił się malkontent.
Facet zaczął od marudzenia, że daleko od domu i dlaczego tak drogo, a potem przeszedł na wypytywanie, a ja tego nie lubię.....
Od razu przypomina mi się kultowa odzywka z Siekierezady: - "Takie towarzystwo jest mi potrzebne jak zadra w dupie".
Mogę tak powiedzieć mojemu rozmówcy, lecz przecież nie muszę, zrobię to łagodniej, dodając nieco pokory.
Tymczasem popijam
i odpowiadam półgębkiem – tak, nie.
Wreszcie podnoszę się i mówię: - dziękuję za towarzystwo, teraz idę robić
zdjęcia.
-
To ja pójdę z panem – facet na to.
- To niemożliwe – odpowiadam.
- A czemu? - zadziwił się.
- A temu – wyjaśniłem niezwykle elegancko – że lubię być sam, ponieważ osoby
towarzyszące naruszają prawidłowość prądów powietrznych, które
mnie otaczają.
I poszedłem robić zdjęcia wieczorne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz