Złoto
to słowo, które w podobny sposób fascynuje prawie wszystkich.
Żółty
metal z przyjaciół czynił zawziętych wrogów, a także wywoływał
wielkie wojny.
Wystarczała
sama pogłoska, że w jakimś regionie znajduje się ten kruszec, aby
na poszukiwania ruszały setki tysięcy ludzi, zostawiając wszystko,
co dotąd było im bliskie i drogie.
Wielu
spędziło całe życie na poszukiwaniu tego tak często
przeklinanego metalu. Wielu znajdowało tylko śmierć.
Z
kolei inni, którzy wcale nie myśleli o bogactwie, przypadkowo
natrafiali na złote żyły. Szczęście i niefart znajdują się
bowiem od zawsze obok siebie.
Oto
złota historia.....
Zbliżała
się druga wojna światowa, jednak zanim się zaczęła, wybucha wojna
w Hiszpanii.
Pierwsi
na tej hiszpańskiej wojnie zarobili Francuzi, sprzedając wojskom
republikańskim bombowce, samoloty myśliwskie, karabiny maszynowe i
inną broń.
Premier
Leon Blum nie zwracał uwagi na sojuszniczą Anglię, która
odmówiła ingerowania w sprawy Hiszpanii.
A
to powinno zadziwić Francuzów, gdyż brytyjscy bankierzy ustawiali
się zwykle pierwsi w kolejce po złoto.
Rząd
Hiszpanii płacił bowiem złotem, bo miał go pod dostatkiem.
Zasoby
skarbca wynosiły 635 ton sztab i monet, a pochodziły jeszcze z
czasów Konkwistadorów, którzy złupili Amerykę Południową.
Ten
majątek stawiał Hiszpanię na czwartym miejscu w świecie, pod
względem zasobów złota.
Pierwsza
w tym rankingu była Ameryka, potem Francja i Anglia.
Dla
republikańskiego rządu Hiszpanii nadszedł czas, gdy broń była
bardziej potrzebna niż złoto.
Republice
„pomagał” Związek Radziecki.
Dostarczył
362 czołgi, 120 samochodów pancernych, 806 samolotów, 1555 dział,
ponad 20 tysięcy karabinów maszynowych.
Jednak
wsparcie Włoch dla strony Franco było dużo większe: - dostarczyły
950 czołgów, a także po tej stronie walczyło trzysta tysięcy
włoskich żołnierzy.
No
i rebeliantów wspierał także Hitler.
Za
broń francuską republika musiała płacić, a Związek Radziecki
otworzył szeroko ramiona i potraktował swoje dostawy jako „darmową
i braterską” pomoc.
Daję
cudzysłowy, ponieważ w końcu ta darmowa pomoc, wyszła Hiszpanii,
jak się to mówi – bokiem.
Stalin
bowiem był przebiegłym graczem i miał swój plan.
Ten
plan Stalina zaczął się realizować, gdy armie generała Franco
zbliżały się do Madrytu.
Oto
narodowy skarb – kilkaset ton złota – znalazł się w
niebezpieczeństwie.
Premier
Caballero nakazał ewakuację złota do miejsc, gdzie byłoby
bezpieczne.
15
września 1936 roku pierwszy transport 800 skrzynek ze złotymi
monetami wyjechał do Kartageny, skąd miał zostać przerzucony do
Marsylii.
W
stolicy pozostało jeszcze 510 ton.
Tu
pojawia się nazwisko wytrawnego agenta NKWD Staszewskiego.
Otóż
nawiązał on wcześniej przyjacielskie stosunki z Juanem Negrinem,
deputowanym do Kortezów z ramienia partii socjalistycznej.
Ta
przyjaźń stała się szczególnie ważna, gdy we wrześniu 1936
roku Negrin został ministrem finansów w rządzie Caballero.
Staszewski
szybko zorientował się, że Negrino był człowiekiem miękkim,
łatwo poddającym się zdaniu innych, a co najważniejsze był
zafascynowany zmianami rzekomo zachodzącymi w ZSRR.
To
do niego należały decyzje o sposobie zabezpieczenia hiszpańskiego
skarbu.
Staszewski
zaproponował wysłanie złota do ZSRR, a Negrino tę propozycję
podsunął premierowi.
15
października 1936 roku Caballero napisał do Stalina list, w którym
zaproponował przesłanie 500 ton złota jako depozyt.
Stalin
odpowiedział dwa dni później.
Do
akcji włączył ambasadora Orłowa, któremu udzielił
ściśle
tajnej instrukcji: - Użyć radzieckiego statku. Zachować
najściślejszą tajemnicę. Odmówić wystawienia pokwitowania.
Odmówić podpisania czegokolwiek. Wyjaśnić, że Bank Państwowy
wyda formalne potwierdzenie w Moskwie. Jesteście osobiście
odpowiedzialni za operację.
Orłow
dobrze wiedział, co znaczy być osobiście odpowiedzialnym.....
Pierwszy
transport dotarł do Kartageny 22 października. Dwa tysiące
skrzynek, z których każda ważyła 62 kg ulokowano tymczasowo w
jaskiniach w znacznej odległości za miastem.
Całość
miała obejmować 7800 skrzyń, które ze względów bezpieczeństwa
miały być rozdzielone na cztery statki. Eskortę zapewniały
hiszpańskie niszczyciele.
Operacja
przebiegała sprawnie. Ostatnią skrzynię z transportu załadowano
na statek „Wołgolec” rankiem 26 października, po czym konwój
niezwłocznie wypłynął.
Tuż
przed odpłynięciem konwoju, do Orłowa podszedł Mendez Aspe,
dyrektor z Ministerstwa Finansów i poprosił o wystawienie
pokwitowania, aby mógł się rozliczyć z cennego ładunku.
Orłow był przygotowany na taką prośbę i odpowiedział:
-
„Nie jestem upoważniony do wystawiania pokwitowań.
Ale
nie obawiajcie się towarzyszu! Pokwitowanie zostanie wystawione
przez Bank ZSRR, gdy wszystko zostanie policzone i zważone”.
I
w ten oto sposób wielka operacja przekazania Złota Konkwistadorów w ręce
Stalina odbyła się bez żadnego pisemnego dowodu.
Czyli
na dobrą sprawę jeden złodziej oddawał zrabowane fanty na
przechowanie drugiemu złodziejowi....
Dużo
później, gdy skrzynki złożono w magazynach Ludowego Komisariatu
Finansów, okazało się, że do Moskwy dotarło 5745 skrzynek o
łącznej wadze 453 ton.
Było
to tym bardziej dziwne, że w Kartagenie skrzynki liczyli i Aspe i
Orłow. Jednemu wyszło 7800, drugiemu 7900....
Nie
starali się wyjaśnić skąd wzięła się ta różnica, zakładając,
że w Moskwie zostanie to wyjaśnione.
Na uroczystym obiedzie dla zaufanych z okazji przejęcia skarbu, Stalin powiedział; - „Prędzej zobaczą własne ucho niż to złoto”.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz