poniedziałek, 22 stycznia 2018

Raymond Moody

Miliony osób wróciły na jakiś czas „z drugiej strony”. 
Liczne grono spośród nich, opisało swe przeżycia.
Te wspomnienia są zadziwiająco podobne.
        Jednak ci, którzy wrócili „z drugiej strony” mają kłopot z przekazaniem wrażeń, brakuje im odpowiednich słów. To zupełnie tak samo, jakbyśmy próbowali napisać powieść, dysponując tylko połową liter alfabetu.
        I tu jest wielka sztuka, jak opisać co czuliśmy „po drugiej stronie”.
W głębi nas jest kosmiczne tło, jednak fizyczny etap naszej egzystencji jest nadzorowany przez mózg, a ten przesłania to kosmiczne tło, gasi je – podobnie jak każdego ranka światło wschodzącego słońca gasi blask innych gwiazd.
Dostrzegamy tylko to, co przepuszcza filtr naszego mózgu, a zwłaszcza jego lewa część językowo-logiczna, kształtująca nasze poczucie odrębnej tożsamości zwanej jaźnią.
Ta lewa półkula stanowi więc barierę którą trzeba przekroczyć, aby zdobyć wiedzę wyższego rzędu.
       W 1975 roku Raymond Moody opisał w książce „Życie po życiu” przypadek George'a Ritchiego.

Ritchie „umarł” z powodu powikłań po zapaleniu płuc, i przez dziewięć minut przebywał poza ciałem.
Był w tunelu, odwiedził niebo i piekło, spotkał się ze świetlistym bytem, a przede wszystkim odczuwał trudny do opisania dobrostan i spokój.
Tak narodziła się nowożytna era opisów z pogranicza śmierci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz