POŻAR
u ARTYSTÓW.
Kultura
nr 6 590 zadbała nie tylko o maszynowy fundament dobrobytu, lecz i o
pole dla wyższej duchowej twórczości.
Plemię
tych Angstremków odznaczało się niebywałym utalentowaniem,
toteż mrowiło się tam od wspaniałych filozofów, malarzy,
rzeźbiarzy, poetów, dramatopisów, wieszczów.
A
kto nie był słynnym muzykiem lub kompozytorem, to pewno był
astronomem lub biofizykiem, a już co najmniej skoczkiem-parodystą,
ekwilibrystą i filatelistą.
I
jeszcze miał aksamitny rozkoszny baryton, absolutny słuch i
kolorowe sny na dodatek.
Jakoż
w samej rzeczy, w preparacie Nr 6 590 buszowała twórczość
nieustająca.
Piętrzyły
się stosy płócien malarskich, rosły lasy rzeźb, miriadami
obradzały uczone księgi, traktaty moralne, poetyckie, jako też
inne utwory, czarowne wprost nie do wypowiedzenia.
Gdy
atoli zajrzał Trurl w okular, zobaczył objawy zamętu
niezrozumiałego.
Z
pracowni przepełnionych leciały na ulice obrazy i posągi, nie po
płytach chodnika się stąpało, jeno po stosach poematów, nikt
bowiem już nikogo nie czytał, nie studiował, muzyki cudzej nie
podziwiał, skoro sam był sobie panem wszystkich muz, geniuszem
obrotowym i wcielonym.
Tu
i tam furkotały jeszcze za rzędami okien klawiatury komputerów,
chlastały pędzle, skrzypiały pióra, lecz coraz częściej któryś
geniusz wyskakiwał z wysokiego pietra na bruk, od kompletnego
zapoznania, podpaliwszy uprzednio pracownię.
Paliło
się tedy w wielu miejscach naraz.
Straż
pożarna, złożona z automatów, gasiła ogień, ale z czasem nie
było już komu mieszkać w uratowanych domach. Automaty
kanalizacyjne, sprzątające i inne, jęły się z wolna zapoznawać
z dorobkiem wymierającej właśnie cywilizacji, który to dorobek
niezmiernie przypadł im do gustu.
A
ponieważ nie wszystko rozumiały, poczęły ewoluować w stronę
coraz wyższej inteligencji, żeby się należycie zaadaptować do do
silnie uduchowionego środowiska.
I
tak się rozpoczął koniec ostateczny, bo już nikt nie sprzątał,
nie kanalizował, nie wycierał, ani nie gasił niczego.
Szumiało
jeno jedno wielkie czytanie, recytowanie, śpiewanie i
przedstawianie.
Kanały
się zatkały, śmietniska wezbrały, pożary zrobiły resztę i
tylko płaty kopciu a nadpalone stronice wierszy polatywały w
zmartwiałym zupełnie krajobrazie.
Trurl
zblendował widok tak straszny, ukrył preparat w najciemniejszym
kątku szuflady i długo trząsł głową w duchowej rozterce, nie
wiedział bowiem, co począć.
Cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz