niedziela, 6 kwietnia 2014

Wetlińska rano



Idę w stronę jedynego schroniska na Połoninie Wetlińskiej. Jeszcze go nie widać. Dochodzi siódma, na drodze tylko Zbyszek. Przede mną trzy uschnięte drzewa. Nie były to z pewnością limby, ale jest dostatecznie wysoko i dziko, żeby ten wiersz pasował.
  



Limba
Adam Asnyk

        Wysoko na skały zrębie
        Limba iglastą koronę
        Nad ciemne zwiesiła głębie,
        Gdzie lecą wody spienione.

        Samotna rośnie na skale,
        Prawie ostatnia już z rodu,
        I nie dba, że wrzące fale
        Skałę podmyły od spodu.

        Z godności pełną żałobą
        Chyli się ponad urwisko
        I widzi w dole pod sobą
        Tłum świerków rosnących nisko.

        Te łatwo wschodzące karły,
        W ściśniętym krocząc szeregu,
        Z dawnych ją siedzib wyparły
        Do krain wiecznego śniegu.
    



W dalszym ciągu nie ma ludzi.
  



Bardzo rano, a robi się upał.
  


Posuwam się do przodu z ciekawością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz