Pod podłogą domu,
dokładnie pomiędzy kuchnią a wejściowym korytarzem, lisica urodziła młode.
Pierwszej nocy gdy przyjechałem do
Kołyby, młode zachowywały się cicho, tylko piszczały – udawały myszki.
Ponieważ także zachowywałem się cicho, a już
na pewno nie miałem zamiaru ich mordować, drugiej nocy młode zaczęły najpierw śmielej
dokazywać, a potem się nawalać. Ta awantura pod deskami podłogi obudziła mnie w
środku nocy.
Przez moment byłem zły na lisy, lecz gdy
spojrzałem w okno……
Za oknem jasna,
księżycowa, cudna noc! Złość ulotniła się w oka mgnieniu, a jej miejsce zajęła
wdzięczność dla lisków, że mnie obudziły.
Fruu za aparat i na dwór!
Zimno, koło zera. Ależ
wszystko wokół wygląda bajkowo w tym księżycowym świetle!
Zachwyt! Zachwyt!!! Boziuniu jak
cudnie!
No to do dzieła - będę próbować
swych sił w fotografii nocnej bez statywu.
Na razie sam księżyc,
zobaczymy jak to wyjdzie. Zrobiłem kilkanaście zdjęć, tylko jedno wyszło nie poruszone. Nabiorę wprawy?
Wracam do domu, żeby się
ogrzać przy kominku i znowu na dwór.
Zaczyna świtać.
Głodnieję, więc robię
śniadanie, a liski rozrabiają na całego.
Po śniadaniu ogarnia mnie
senność. Jeszcze zdjęcia wschodu i kładę się, żeby dospać.
Niech żyją nietypowe
sytuacje!
Refleksy ognia z kominka tańczą po kuflach wiszących na sufitowych belkach. Młode spod podłogi uspokoiły się. Spływa na mnie cisza. Jak dobrze! Zasypiam.....
Jeszcze w głowie słyszę zdanie,
które gdzieś wyczytałem chyba: - życie zaczyna się z dala od zgiełku……
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz