Po pracach wodociągowych, poszedłem
dosadzić kolorowych łubinów w rowie obok Pomnika Żubra. Jako że lubię chodzić
nowymi trasami, postanowiłem wracać górą przez las. To jedyna pora, kiedy właściwie
da się przejść na przełaj, tak jeżyny łapią za nogi. Bardzo łatwo o upadek, a
wtedy można użyć nazw ptaków, i powiedzieć: - wywinąłem orła i najpierw
puściłem gila, a potem pawia.
Nic więc dziwnego, że
półtora kilometra do wykoszonej łąki szedłem dwie godziny. Była przeprawa przez
kilka głębokich wąwozów, czyli paryji. W sumie nieciekawie, bo niewiele widać.
Gdy wyszedłem na łąkę, było już wszystko
widać i zrobiło się bardzo przyjemnie. Dziwiłem się tylko, skąd na łące tyle
hucułów. Konie były bardzo czujne, to zauważyłem od razu, kiedy bowiem
wychodziłem z lasu, spłoszyły się gromadnie i bardzo parskały. Nawet kilka
zdjęć zrobiłem, ale było pod zachodzące słońce, wyszły ciemne, a poza tym co
tam konie! Konia ktoś nie widział?
Jeszcze na górze wykasowałem te zdjęcia.
Dopiero potem się okazało,
że to było stado dzikich, wolno żyjących hucułów.
Zadzwonił telefon. Henryk,
który był na zboczu naprzeciwko, zapytał, czy widzę żubry.
Mówię: - "tu nie ma
żubrów, są tylko konie".
Henryk na to, żebym
poszedł na sąsiednią polanę w stronę Maniowa, bo tam jest stado.
I kolega Staszek Maciejewski zrobił mi
zdjęcie, jak szukam żubrów na polanie, na której się pasły, gdy byłem na
górze pod lasem, za garbem łąki, tak, że żubrów nie widziałem.
Zbyszek to ten przecinek w lewym dolnym rogu pustej już polany. Stoję dokładnie w miejscu, gdzie przed chwilą żubry się pasły. Wokół jedynie kilka kup zostało. Na sąsiedniej polanie także żubrów nie zobaczyłem.
Odległość w locie ptaka?
Pewnie półtora kilometra.
Drugi z kolegów, Marek,
zrobił także zdjęcie, które pokażę gdy je dostanę.
A tak wyglądała ta sama polana
sfotografowana przez Staszka Maciejewskiego nieco wcześniej.
Słońce właśnie zachodziło
i już po niewielu minutach zaczęło robić się ciemno. Schodziłem na dół w kierunku
Osławy.
To był dzień udanych
fotołowów, ponieważ każdy z nas sfotografował jakiegoś stwora. Staszek i Marek sfotografowali
żubry, Henryk mnie, a ja bociana.
Bocian – jeden ptak, samiec
niestety bez żony, ma gniazdo na kominie dawnego więzienia, obok nieczynnej Latarni
Wagabundy. Bocian nie musi daleko fruwać: - tylko zbiera przejechanych na szosie
nieboszczyków: żaby, węże i myszy. On wcale nie chodzi po łące, bo nie musi, a jak nie musi, to nie chodzi, proste?
Na odcinku trzystu metrów leżały dziś raniutko
trzy żaby, dwie myszy i półtorametrowy rozkwaszony zaskroniec. To się nazywa
bieszczadzka obfitość papu. Dla wszystkich starczy. I orły się pożywią.
Na szosie do Cisnej zwykłe
natężenie ruchu: pięć, sześć samochodów na godzinę w ciągu dnia, w godzinach szczytu oczywiście.
Wieczorem pobocze już było prawie czyste. Prawie,
bo trupy znikły, zapewne ktoś je zjadł, ale żeby nie było za pięknie, „turyści” rzucili z okien samochodu nowe
puszki po piwie i red bulu.
W domu wielkie wydarzenie –
Chwila Dziejowa! Jest już bieżąca woda – płynie ze źródła w sposób naturalny, jako
że źródło jest wyżej niż dom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz