piątek, 10 kwietnia 2020

Bajka o Królestwie Nic


Daleko stąd, było kiedyś królestwo, w którym panował pokój.
Królestwem rządziła mądra królowa, a mottem kraju było: - „ NIECH BĘDZIE BŁOGOSŁAWIONE NIC”.

Chłopi uprawiali tu jęczmień i hodowali owce na własne potrzeby. Z nikim nie handlowali i uważali za grzech posiadanie więcej niż jednej chaty, paru owiec i paru sztuk odzieży, którą sami przędli i tkali. Cała ziemia należała do królowej i nigdy nie naruszył pokoju żaden najeźdźca, ponieważ nie było tam nic do zagrabienia.                                    

Pewnego razu pojawił się kapłan renegat, wygnany z dalekiego kraju. Zbadał możliwości, a kiedy usłyszał motto królestwa, uśmiechnął się do siebie i poszedł do królowej. 
Powiedział jej, że jako do kapłana obeznanego w sprawach religii, przemówił do niego wielki Bóg NIC, którego w tym kraju czczą ślepo od tak dawna. Bóg nakazał, by wybudowano piękną świątynię, w której będą odbywać się nabożeństwa.
Lud ma produkować o wiele więcej niż do tej pory i jedna dziesiąta całej ziemi i produktów ma być oddana świątyni. On sam będzie architektem, a później kapłanem. Bóg sprowadzi przekleństwo na królestwo, jeśli jego rozkazy nie zostaną wykonane.                              

Królowa zmartwiła się.
Powiedziała kapłanowi, że musi się zastanowić nad decyzją, niech zatem powróci w południe następnego dnia po odpowiedź w sprawie Boga.
Kiedy kapłan odszedł, wezwała swego błazna. 
Błaznem był staruszek, który kiedyś zbyt dokładnie utrafił żartem w sedno sprawy i wygnano go za to z przechodzącej mimo karawany.      
  Czy mieszkałeś w krajach, gdzie bogowie przemawiają do kapłanów i gdzie muszą mieć świątynie ? – zapytała.
Błazen skinął głową potakująco i wówczas opowiedziała mu o rozmowie z kapłanem.
Starzec śmiał się tak, że trząsł mu się grab. Po czym otarł oczy i przemówił cicho do królowej. Ona wysłuchała staruszka i zmartwienie znikło z jej twarzy.                                           
– Proszę zostawić to mnie – zakończył błazen, klepiąc się w chude uda.
- Wreszcie zarobię na siebie i odpłacę za twoją dobroć, o Pani. Wymyślę taki żart, że sam Wielki Bóg Nic będzie zrywał sobie boki.
I wymyślił.

Następnego dnia królowa przyjęła kapłana bardzo serdecznie.  
Co za cud ! – powiedziała. – oto Bóg przemówił także do mego błazna i potwierdził, że pragnie wielu pól jęczmiennych, pięknej świątyni i kapłana. Jednak rozkazuje, aby kapłan sam uprawiał pola, a przedtem osobiście uszykował budulec potrzebny do budowy świątyni. 

Na gest królowej, czterech rosłych wieśniaków otoczyło kapłana, którego twarz poszarzała jak popiół.
Natychmiast zaczniesz wnosić kamienie z doliny na szczyt wzgórza! – rozkazała, a wieśniacy odciągnęli od niej protestującego kapłana.                       

Tej nocy, zamknięty w chacie, kapłan gorzko płakał, jedząc jęczmienne placki. Już po tym pierwszym dniu miał dość. Bolało go całe ciało i każda kosteczka, a duszę wypełniała czarna rozpacz. Pragnął tylko jednego – uciec od tej straszliwej pracy.
Nad ranem usłyszał zbliżające się kroki i zduszony chichot. Klucz obrócił się w zamku i zaskrzypiały otwierające się drzwi. Chichot zamarł w oddali. Kapłan wyjrzał i zobaczył, że na zewnątrz nie ma straży.

Do dzisiaj chłopi z tej spokojnej krainy pokazują podróżnym stos nieociosanych kamieni na szczycie wzgórza, mówiąc: - Oto świątynia Wielkiego Boga Nic! 
Potem śmieją  się do rozpuku, jak z najlepszego żartu na świecie.   

                            Max Freedom Long – Starożytna Wiedza Kahunów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz