środa, 15 kwietnia 2020

Oberża Pod Kudłatym Aniołem

Już w czasie krótkiej przecież jazdy do Cisnej okazało się, że facet jest mocno kościółkowy, dlatego z wdzięczności za podwózkę zaproponowałem skręt do Łopieńki. Dawno tu nie byłem, a lubię to miejsce. 
Samochód został na parkingu, a my ruszyliśmy te dwa kilometry pieszo. I od razu zacząłem żałować tego pomysłu, bo facet gadał jak nakręcony, zasypując mnie informacjami o tym, co powiedział papież. 
A przecież jak Czytelnicy wiedzą, Watykan i papieże to nie moja bajka. 
Ale nic to: - widocznie mam znowu przerobić lekcję cierpliwości. 
Idę więc, staram się zamknąć uszy, ale niestety tylko oczy mają powieki. 
Doszliśmy, wracamy. Facet nawija. Tym razem o bezbożnej Europie. I dowiaduję się, że winę za całokształt ponoszą Żydzi. We mnie zaczyna coś kiełkować. Wjeżdżamy do Cisnej, sugeruję śniadanie w oberży Pod Aniołem.  


Siedzimy więc sobie w trójkę w oberży w Cisnej, pojedliśmy, panowie popijają piwo, pani pokieruje dalej pojazdem, więc kawa. Pan nawija, ja milczę, pani milczy.

Pan nawija, chwilowo nawet udaje mi się wyłączyć od słuchania , gdy naraz dociera do mnie: - " I dlatego panoszy się ten antyklerykalizm". 

Znowu słucham uważnie. 
Otóż szanowny małżonek, jak się okazuje, żywo nad wyraz interesuje się badaniami naukowymi, które to badania, jak stwierdza w pewnym momencie, mogą stać się zagrożeniem dla ludzkości. Nie wolno bawić się w pana Boga. Ogólnie się z tym zgadzam, ale jakby z nieco innego punktu widzenia. Facet mówi i mówi, ja milczę, żona ogląda paznokcie i milczy. 
Ten człowiek wyraźnie cierpi na słowotok - konstatuję. 
Jako że nie ma przypadków, naraz pada drugie słowo - klucz: - antymateria.
No to mam okazję wystąpić jako Jajcarz, przecież nie na darmo przylgnęła do mnie także ta bieszczadzka ksywka - myślę sobie. Odstawiam pustą szklankę.

- To pewnie słyszał pan już o najnowszym odkryciu naukowców z CERN? Że świat z antymaterii wcale nie różni się od naszego? – zapytałem.
- Co pan powie?! – zadziwił się facet. To niesamowite!
- Nie bardzo – ja na to - przecież izraelscy kosmonauci już dawno do takiego antyświata dotarli.

A było tak: - Izrael stworzył własny tajny program kosmiczny. No i polecieli ci dzielni astronauci w swej koszernej rakiecie. Nowoczesna technologia, lecą niebywale szybko, mijają kolejne planety, gwiazdy, czasem zdarzy się jakaś mgławica...

W pewnym momencie są już tak daleko, że pojawiają się masy antymaterii. Nic to, lecą dalej, mijając antygalaktyki, antygwiazdy... Naraz patrzą – a tu antyplaneta.

Lądujemy! - pada decyzja. 
I wylądowali na antypolanie. 
Rozglądają się: - na skraju antypolany, pod antylasem stoi sobie antydomek. Antydym leci z antykomina, najwyraźniej antyżycie jakieś. 

Podchodzą bliżej, zaglądają przez antyokno – nic nie widać bo antyzasłony zasunięte. Chwytają antyklamkę, otwierają antydrzwi, a tu w antysalonie, przy antystole siedzą antysemici, a na ich czele panoszy się sam Antychryst.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz