- Prowadziłem
działaność gospodarczą przez 20 lat....Szła kasa. Wszystko było ustalone.
Płaciło się łapówki i były zamówienia. Przyszła transformacja w latach
osiemdziesiątych. I nastąpił wysyp oszustów. Bo to, że ludzie zwlekali z
zapłatą za towar......Robiłem wtedy broń.....Bo jaka jest definicja broni? - To, co służy do zabijania, to broń. A ja robiłem packi do walenia w muchy! Wtryskiwałem też grzebienie i czekałem na zapłatę od
państwowej firmy trzy miesiące. Zatory płatnicze to tylko dodatkowy kłopot. Pierwsze
duże pieniądze straciłem na handlu ze Wschodem. Kolega zakręcił pieniędzmi i
podwoił je w ciągu miesiąca ( giełdy jeszcze nie było ) Wybierał się drugi raz
do Rosji. Koledzy rzemieślnicy robili zrzutkę: ten dał pół miliona na
dzisiejsze, tamten milion. I ja dałem. Kolega pojechał i zakręcił kasą. Wrócił i mówi: -„Jest dwa
razy tyle, chcesz kasę, czy dalej obracać?”. Zdecydowałem: - "dalej obracać". W
mojej firmie pracowało wtedy już tylko kilka osób, a mnie się trafiła
propozycja pracy w Baltonie warszawskiej, przy Oleandrów. Centrala skazała
firmę na upadek. Z korzyścią dla własnej kieszeni. Bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę.! A mnie się akurat znudziła
praca w moim warsztacie tworzyw sztucznych. Warsztat prowadził dalej Antek - o
którym już pisałem, a ja na półtora roku zostałem kierownikiem działu kadr.
Zadanie: - zgodnie z prawem pozwalniać ludzi. Nawet miło sobie wspominam ten
etap w życiu. A więc moja firma ledwo zipie, ja wykonuję powolną egzekucję na
Baltonie, jest gorący letni dzień. A na moich pieniądzach też egzekucja. Przychodzę
z teczuszką do pracy. Garnitur, krawacik, wypachniony. ( W mojej firmie był
ciągły smród przypalonego tworzywa) Na szczęście nie zdążyłem zjeść śniadania.
Odzywa się telefon. Z policji dzwonią. Jestem proszony do prosektorium, żeby
rozpoznać zwłoki. Jadę. Słodki nieznośny zapach rozkładu. Pracownik
prosektorium je kiełbasę. Trzyma ją w
jednej dłoni, w drugiej dłoni trzyma bułkę i zagryza na zmianę. Jak on może jeść w
tych warunkach? Widocznie może. I rozmowa z klientem, który przyszedł odebrać
babcię. Babcia zaginęła kilka miesięcy temu. Znaleziono zwłoki. Przywieziono do
kostnicy. W kostnicy nastąpiła dobry miesiąc temu awaria lodówek. Wszystko
płynie. Pracownikowi się nudzi, więc przekomarza się z klientem. Mówi: - „Nie
ma babci, babcia wyszła”. –„Jak to wyszła - klient na to, przecież nie żyje”.......Pracownik:
-„Widzi pan tę strugę na posadzce? Strugę od tamtego worka pod ścianą do kanału
na środku pomieszczenia?”............... I dalej je kiełbasę zagryzając bułką. –„Widzę” –
odpowiada klient. – „A więc to jest pana babcia, bo w worku zostały same
kości”- kontynuuje z wyraźnym zadowoleniem pracownik. Przemiła scena. Pracownik
dalej je kiełbasę – klient wymiotuje. Mnie też się udziela. Wymiotujemy razem. Ja pianą........Pracownik kostnicy w brudnym białym niegdyś fartuchu, patrzy, jak wymiotujemy i z apetytem dalej zajada..... Przychodzi dwóch, po cywilnemu –
zabierają mnie do innej części kostnicy i pokazują zwłoki. Rozdęte – leżały w
wodzie jakiś czas, nagie, tylko w skarpetkach, bez głowy, męskie.........ta szyja....równo ucięta głowa i
rurka kręgosłupa w środku, skojarzenie z salcesonem nie wiem dlaczego.
Wymiotuję znowu pianą. Nie rozpoznałem ciała. Dopiero żona tego kolegi rozpoznała
ciało po jakiś znakach szczególnych. A kasa przepadła. Uderzyło mnie to nieźle.
Zredukowałem koszty warsztatu do minimum – zwolniłem pozostałych pracowników. I Antka. Zostałem sam z moją prześliczną wtryskarką - tym Porsche wśród wtryskarek....Ale zasada jest taka: - nie przywiązuj się do rzeczy, tylko żegluj żeglarzu.........A to była dopiero plajta po raz drugi............( jeszcze była mi przeznaczona plajta trzecia w działalności - ostateczna ) Bo pierwszy raz dotknęła mnie transformacja. Z dnia na dzień znikły zmówienia. Zostałem nagle bez kasy. Z 15 osób zatrudnionych oficjalnie i 15 "na czarno", zostały trzy osoby.....Pamiętam ten dzień: - idę do sklepu ( wtedy pieniądze były tylko w portfelu ) - portfel pusty, a w kieszeni luzem było tylko na chleb.....teraz bym powiedział: - miałem na chleb! Zawsze miałem na chleb! To był sygnał od Bozi: - " Człowieku, po co kopiesz się z koniem? - Odpuść! Co ci mówił ojciec? - Myśl przez 364 dni w roku, a jeden dzień pracuj, wtedy będziesz miał więcej pieniędzy, niż ten, kto pracuje przez 364 dni, a jeden dzień myśli!!!!!!"
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń