piątek, 8 czerwca 2012

Jędrzej Wittchen


Firma „Wittchen” otwiera pięćdziesiąty sklep w Polsce........... Siedziba firmy 3000 m kw. W Polsce zatrudnia 400 osób, w Azji - tysiąc . Centrum logistyczne i export, export......Jak pan Jędrzej to osiągnął? .......---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Tybet. Okolice Lhasy. Wczesny świt. Z klasztoru Mindrolling wychodzi korowód mnichów. Wśród nich biały człowiek z włosami do ramion. I wierszami Stachury w plecaku. Idą ścieżką w góry — na lodowiec.
Dla mnichów to ważny dzień. Przejdą na kolejny stopień wtajemniczenia. Jeżeli zdadzą egzamin. Po kilku godzinach docierają do celu. Młodzi chłopcy rozbierają się i kładą na lodzie. Biały obserwuje ich wychudzone ciała. Każde mistrz przykrywa mokrym prześcieradłem. Od samego patrzenia robi się zimno.
Teraz muszą udowodnić, że potrafią już panować nad własnym organizmem. Czyli wykrzesać z siebie tyle energii, aby nie tylko odegnać zapalenie płuc, ale przede wszystkim osuszyć wilgotne prześcieradła. Minęły dwie godziny. Zrobili to. Wszyscy. Młody chłopak z Europy długo nie mógł się otrząsnąć po tym, co zobaczył.                               -------------------------------------------------
-------------------------------Tao, czyli słuszna droga 
Pięcioksiąg konfucjański. Księga Dokumentów. W niej chińscy mędrcy zapisali, czym jest tao. To esencja wszechświata, stanowiąca podłoże wszelkich zmian. Swoisty model zachowania. Albo słuszna droga. Tej Jędrzej Wittchen szukał długo.
Wigilia 1989 roku. Poznań. Jędrzej Wittchen wraca z Azji do kraju. W portfelu 400 dolarów. W plecaku wytargowane gdzieś na bazarze w Malezji skórzane portfele i torby. Kilka na zapas. Ten zapas rozszedł się błyskawicznie — za gotówkę, z olbrzymią marżą.
Wittchen idzie za ciosem. Sprowadza z Malezji — niedużą jeszcze — partię skórzanych drobiazgów. Rozwozi je maluchem po sklepach. I szybko inkasuje spore pieniądze. Przekonuje się do biznesu. Znów wyjazd do Malezji... Znajomy sklepikarz prowadzi go do fabryczki. Dziesięć kobiet przy maszynach do szycia. Efekt: powraca do kraju z pierwszą partią skórzanych wyrobów z wytłoczonym napisem Wittchen. Żeby wyróżnić się z tłumu bez- imiennych z nazwy zakładów produkcyjnych, przedsiębiorstw i fabryk. Dalej historia potoczyła się sama.             ----------------------------------------------------------------------Wu wei, czyli niedziałanie 
Tao mówi: „gęś nie musi się kąpać, by stać się białą, ani Ty nie musisz niczego robić, tylko być sobą”. Jednym z podstawowych pojęć w taoizmie jest „wu wei”. Czyli brak działania. Lub raczej działanie bez wysiłku, w harmonii z Tao. Proces akceptowania i harmonizowania swego działania z nurtem wszechświata (dla jednych to mądrość, dla innych — bełkot). Doświadczając tao i w ten sposób poznając je, człowiek nabywa naturalnej cnoty tej, która pozwala na osiągnięcie harmonii wu wei. Czyli zostaw sprawy swemu biegowi. Co ma być, to będzie.                -------------------------------------
Lokalna firma z Poznania szybko zmienia się w ogólnopolską. Rozkręca się. Zatrudnia handlowców. Transport idzie za transportem. Wkrótce pierwsza porażka.
— Trzy lata zmagałem się z produkcją u nas. Bezowocnie. Myślałem, że w kraju, który słynie ze skóry, nietrudno będzie ruszyć. Zatrudniłem najlepszych kaletników, kupiłem najlepsze skóry, maszyny, nici, kleje. Wszystko najlepsze, a jednak nie wypaliło... Nasze torby czy portfele nijak się nie miały do tych z Azji. Nie traciłem czasu na dalsze wnikanie, dlaczego tak się dzieje. Przeniosłem większość produkcji do Azji — przyznaje Wittchen.
Straty nie zabolały. Bo taoista nie walczy z wiatrakami, lecz daje się nieść nurtowi rzeki, w której pływa............... ....                                                                                                                  -------------- ----------------------   Cel: bez celu 
Tao jest jak rzeka, która płynie, nie zwracając uwagi na krajobraz. Głosi, że wprowadzanie zmian i stawianie oporu nurtowi życia prowadzi do smutku i nieszczęścia. Człowiek nic w życiu nie musi przewidywać. Robi, co robi — to daje mu szczęście. Tak powie mistrz. Ale uczeń się skrzywi. Życie bez celu? Czy ma sens?
— Dla żeglarza liczy się to, że płynie, a nie port, do którego zawinie. Moim celem w życiu była droga do celu, a nie on sam. Może dla kogoś to banał, ale… Nawet budując firmę, nie sądziłem, że stanie się tym, czym jest dzisiaj. Radowało mnie samo tworzenie. Nie wybiegałem myślami na lata wprzód, malując w wyobraźni wizję znanej międzynarodowej firmy i znanej marki. To przyszło z czasem — przekonuje Wittchen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz