czwartek, 3 stycznia 2019

Niedźwiedź

Ląduję w ukochanych Bieszczadach.
W Polańczyku w karczmie wdaję się w zdawkowe rozmowy ze zwykłymi Kowalskimi, którzy widząc plecak z namiotem, stawiają sławne pytanie:
- To pan się nie boi?
- Czego?
- No wilków, żmij, niedźwiedzi …...
                                                                                                                       Wydawało mi się, że się nie boję, jednak po wędrówkach 2018 nieco zmieniłem zdanie co do niedźwiedzi.
Zdania nie zmienia bowiem jedynie martwy albo głupi.

Jak wspominałem, w czasie ubiegłorocznego biwakowania dwa razy miałem przygodę z niedźwiedziem.
Pierwsze spotkanie było na huczwickich łąkach, tam, gdzie jesienią kwitną  zimowity.

Czerwcowa niedziela. 
Piękny poranek, przede mną przestrzeń aż po garb Tarnicy na horyzoncie, powietrze kryształ, ptaki pitolą....
Wczoraj dozorca z Młyna Kamieni pojechał na chrzciny, studentów w bazie Rabe ani na lekarstwo – a przechodziłem obok wracając z Maniowa już późnym wieczorem, więc prawdopodobnie o tej porze w promieniu wielu kilometrów jestem jedynym naturalistą miejscowym.

Oto jestem po śniadaniu, siedzę sobie przy namiocie i kontempluję ten dziki, naturalny świat.
Trwa to jakiś czas, a chociaż mam czas, o niczym specjalnym nie myślę, tylko siedzę i się gapię, bo bardzo przepięknie jest.
Siedziałem przed jałowcem widocznym po prawej i patrzyłem w dół.

Naraz, na drodze poniżej namiotu, w prześwicie krzak – krzak, jakieś 40 metrów ode mnie, widzę jak powoli przemieszcza się coś dużego, z ciemnobrązową, potarganą sierścią.

W pierwszej chwili odczułem tylko ciekawość, bo uznałem, że to żubr się przemieszcza, a to, co widzę, to grzbiet owego zwierza.
Siedzę więc spokojnie, a zza wysokich traw wystaje mi tylko głowa z kapeluszem zielonym.
     Poruszająca się kupa kłaków zniknęła na moment za krzakiem, aby po chwili ukazać się w większym prześwicie między krzakiem a kępą olch (Na zdjęciu kępa na wprost przed namiotem).
I ukazała się.......
O kurza twarz!!!! Niedźwiedź! I do tego olbrzym!
Ale czemu on idzie tak blisko?!!!

W mgnieniu oka zesztywniałem!
Opisując rzecz delikatnie - zaniepokoiłem się nieco, jednak bliższe prawdy będzie, że na kilka sekund sparaliżowało mnie ze strachu i z tego powodu nie byłem w stanie zrobić najmniejszego ruchu.
      A od dołu, od niedźwiedzia, lekki podmuch wiatru przyniósł …. no zapach ostry, specyficzny.
Co bez owijania w bawełnę znaczy: - zaśmierdziało niedźwiedziem po prostu.
Siedzę więc struchlały, a myśl – błyskawica zapodaje: - wierzę w siebie i mego Anioła - natychmiastowo więc pojawia się imię Jego i wołam (w myśli) - SITAELU!!!.
(Czytelniczko, tudzież Czytelniku... czy wiesz, jakie jest imię Twego Anioła?)

I zaprawdę, powiadam wam, w czasie onym sekundy wydawały się minutami......
Aż niedźwiedź kolebiąc bokami przeszedł i skrył się za kępą olch.
Niedobrze!  
Droga za olchami skręca pod górę - czyli w moją stronę i biegnie 20 metrów od namiotu!
Jeśli niedźwiedź pójdzie drogą .......
Niedobrze ojej!!!!

W głowie odezwał mi się wierszyk, być może podesłany przez Anioła, ku pokrzepieniu serca: - Idzie drogą brudny miś, znamy misia nie od dziś.....

Wierszyk wierszykiem, ale zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie czułem się w chwilach tych mocno skurczony w całym człowieku.

Teraz piszę na wesoło, ale wtedy …... Nie było mi do żartów.

Minęła pierwsza, najdłuższa minuta!
Potem druga... piąta, uff!
Niedźwiedź nie pokazuje się zza olch.
A może to uprzejmy niedźwiedź jest, przyjaźnie nastawiony do świata i sobie poszedł?
Wierszyk nie odpuszcza: - Idzie drogą brudny miś.....
  • A jeśli on, ten zwierz, jeszcze nie jadł śniadania? - W głowie natłok myśli - nie odpuszcza także bojenie. (A cóż to za piękne słowo?)
Najlepiej będzie, jak jeszcze sobie tu trochę posiedzę bez ruchu – doszedłem do jedynego rozsądnego wniosku.
I jeszcze posiedziałem.....

Instynkt bywa pomocny - gdybym się ruszył – a zwierzęta są czułe na ruch – wtedy niedźwiedź by mnie zobaczył i wydaje mi się, że mógłby sprawdzić, co to się za trawami rusza.
W każdym razie jego reakcja byłaby zagadką.

Dopiero po kilku godzinach odważyłem się przejść te marne 700 metrów po wodę do źródła.
Nie będę ściemniał: - idąc, rozglądałem się czujniej niż zwykle.

Strach ma wielkie oczy – dlatego jest taki uroczy.

Na polnej drodze którą przechodził misio, został wyraźny ślad łapy.
Odcisnęły się także pazury. Obok dla proporcji położyłem swój kapelusz.

Minął dzień i o niedźwiedziu myślałem krótko: - Iii tam..... ale lepiej niech tu już nie przychodzi!
Jeszcze po trzech dniach, chociaż każdej nocy padało, ślad był dobrze widoczny.



Tu wypada dodać zdjęcia misia w całej krasie, a więc na przykład z galerii Wojtka Judy. 
Z Huczwic  do Balnicy, gdzie on mieszka, jest w locie ptaka 15 kilometrów. Za fotografie wilków i niedźwiedzi Wojtek dostał nagrodę National Geographic.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz