Dochodzę do Balnicy w momencie, gdy na stację wjeżdża kolejka. Kilkuset turystów z dziećmi wysiada z wagonów i zaczyna się oblężenie straganów z
miejscowymi smakołykami.
Kieruję się do domu Wojtka w celu uzupełnienia płynów
Kieruję się do domu Wojtka w celu uzupełnienia płynów
Zdejmuję z ulgą plecak, siadam na
schodku, nie zawracam głowy Lunie, która drzemie wśród
tego przewalającego się tłumu. Już ją wygłaskałem i to
wielokrotnie.
(były
wpisy)
Popijam
niespiesznie słowackie piwo.
Naraz
czuję wilgotny dotyk na uchu: - Luna mnie liznęła. Sama z siebie
wstała i liznęła. Co prawda znamy się kilka lat, lecz nie to być
może się liczy. Aura się liczy. A zwierzęta aurę człowieka
widzą. W każdym razie to liźnięcie było dla mnie szalenie miłe.
Takie
dzień dobry – do widzenia (kolego).
No
to pogłaskanie.
Półwilczyca
ma 12 lat (opisuję 2016 rok) i jak mówi Wojtek, to już psia
babcia, za nią wykonanych kilka miotów. Znam jedno z jej
niepospolitych dzieci.
Wokół
kręci się wielu ludzi a ja zwracam uwagę tylko na moją znajomą.
Czyli przed chwilą
nastąpiła witaczka- żegnaczka: - (psia) babcia przywitała się z
dziadkiem (człowieczym).
Płyny
uzupełnione, dla mnie za duży gwar, za dużo ludzi, pójdę już.
Wojtek
Juda w swoim sklepiku oblężony przez kupujących zwija się jak
w ukropie.
Zarzucam
plecak i przystaję na chwilę rozmowy z obsługą pociągu. Jest Andrzej
Abram i pyta dokąd idę.
- Przed
siebie oraz w góry Andrzeju idę! Pomieszkać widokowo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz