Piątek
2 września.
Pracowity
piątek.
Dziś
ostatni dzień w Kołybie. Plecak spakowany, chałupa
wysprzątana.
Jeszcze kilka
kursów po kamienie – schody skończyłem, ale zabrakło na chodnik
przy nowym wejściu.
Odsapka i
biegnę pożegnać kanie, one są tak fotogeniczne.
Do
końca września będę przecież nad morzem, a tu wrócę dopiero w
październiku. Rano wybiorę jedną z nich do pożegnalnego
śniadania, usmażę ją na maśle (leciutko posolić).
Przywiązuję
się do rzeczy. A szanuję je jeszcze bardziej, odkąd dowiedziałem
się każda rzecz ma duszę.
Pożegnanie ze spodniami. Lubiłem
moje spodnie grzybowe, cerowałem pracowicie codzienne rozdarcia (bo
miałem czas), jednak w końcu odpuszczam – jeszcze tylko spodniowe selfie i
przesiadam się w nowe, które kupiłem w Sanoku za złotówkę.
Teraz
dopiero widzę jak stare spodnie trafiły w trend panującej mody.
W
nowych skróciłem zbyt długie nogawki, a w zaszewkę wciągnąłem
sznurówki do ściągania. I jestem nie tylko bardzo zadowolony, ale
i dumny z tej pracy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz