Posadziłem
dwie sadzonki pomidorków koktajlowych, jedną na górze obok miejsca
na ognisko.
Ta
była usadowiona na kupie żubra dla eksperymentu, a druga klasycznie
na kupie krowy i umieszczona niżej, tuż obok chałupy.
Sadziłem
i zastanawiałem się, czy doczekam dojrzałych owoców, czy też
jakiś stwór mnie ubiegnie.
Owoce
na górze dojrzały szybciej, właśnie zdążyłem wykonać jedną
sesję zdjęciową ( ten pomidorek zasłużył na osobny wpis ) i miałem następnego dnia
posmakować owoców, azaliż sarenka mnie ubiegła......
Przychodzę
bowiem skoro świt – a tu nie tylko zero pomidorków, ale i kwiatki
objedzone.
Pomyślałem
– sarenka!
Rozglądam się – jest winowajczyni! Stoi sto metrów
dalej i patrzy w moją stronę. Wymieniliśmy spojrzenia po czym
sarenka odbiegła.
Smacznego!
Żegnam
się z okolicą
komponuję
różne mniam-mniam. Stosuję prostą zasadę kulinarną w prostym jedzeniu – dbać o kolory, zapachy i miejscowe pochodzenie jedzonka.
Jajka są miejscowe od Szczęśliwej Kury z gospodarstwa Babci Pierogowej.
Szczęśliwa, bo
widziałem jak ją kogut dosiadał.
Kurę
dosiadał kogut, bo przecież nie babcię.
Dla babci miałem dowcip:
- "Babcia kupiła nowego koguta.
Rozmawia ze sobą grupka kur patrząc, jak dumnie ten kogut chodzi. Jedna kura mówi: - ależ mi się ten kogut podoba! Pójdę do niego!
Lecz żeby nie pomyślał, że jestem łatwa, najpierw zrobię trzy kółka po podwórku".
Dla babci miałem dowcip:
- "Babcia kupiła nowego koguta.
Rozmawia ze sobą grupka kur patrząc, jak dumnie ten kogut chodzi. Jedna kura mówi: - ależ mi się ten kogut podoba! Pójdę do niego!
Lecz żeby nie pomyślał, że jestem łatwa, najpierw zrobię trzy kółka po podwórku".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz