Czym
pan się zajmuje poza tym? - zapytał jeden z kilku
przechodzących dziś turystów.
Miał
lat około czterdziestu, niósł tylko aparat, a nadszedł od Smereka.
Zatrzymał
się i po kilku zdawkowych zdaniach przysiadł obok. Pogadaliśmy o życiu - niegłupio, niespiesznie, filozoficznie
nieco.
Oto
trafił się ktoś z pokrewnej energii – pomyślałem.
Przyjechałem
po raz pierwszy w Bieszczady – rzekł ów, - bo mówili, że tu
jest dużo przestrzeni.
Fakt!
Przestrzeni jest tu do syta. Bo tam, gdzie mieszkam jest mało
przestrzeni.....
Dla
niektórych – wtrąciłem – tej przestrzeni jest za dużo i pobyt
bieszczadzki ograniczają do skupiska Polańczyka czy Wetliny.
Ale
ja się z tego cieszę, bo niech pan pomyśli: - co by się działo,
gdyby wszyscy ciągnęli tłumem po takim szlaku, jak tu?
Trzeba
byłoby stąd uciekać. Ale na szczęście nawet w szczycie sezonu,
około południa przejdzie tędy niewiele osób i Święto Lasu!
Zapadła
dłuższa chwila milczenia, po której padło to cytowane na wstępie
pytanie.
Zastanowiłem
się....
- Hmm... Czym się zajmuję...
Jeśli mam odpowiedzieć
tak od serca, to wydaje mi się, proszę szanownego
pana, że zajmuję się przemianą mego pierwszego życia,
półprawdziwego, w życie drugie, dążące do absolutnie
prawdziwego.
Dążące
jedynie, bo wiem dobrze z różnych archaicznych a nieco zmurszałych,
lecz niezwykle mądrych ksiąg, że Doskonałość Absolutna
nie istnieje.
Oj!
Przypadła mi ta moja odpowiedź do gustu!
Prawdopodobnie
poruszyła także nieznajomego, który teraz już całkiem
zaniemówił. Siedział tylko i wydawało się, że myślał, bo
kiwał głową.
Pomilczeliśmy
więc sobie, a potem nieznajomy pożegnał się i poszedł na zachód,
czyli przez Okrąglik do Cisnej jak mniemam.
Pomyślałem: - oto skrzyżowały się ścieżki
dwóch poszukiwaczy. którzy są w Drodze.
Po
tym wniosku ugotowałem obiad.(grochówka na boczku)
W czasie onym wskaźniki pogodowe był jeszcze otwarte.
Była
to już pora poobiednia, a nieważne która dokładnie godzina. W
każdym, razie, sądząc po niskim słońcu była to turystycznie
Ostatnia Godzina.
Ostatnia
Godzina w której ostatni turysta dziś przechodził.
Albowiem
ze strony bliższej, czyli Smereka, przyjście na szczyt
Fereczatej i natychmiastowy powrót, zajmują ze trzy godziny.
Do Wetliny ze Smereka jest jeszcze 4 km – czyli
luzik! Przyjście ze strony Cisnej i
powrót tą samą drogą trwa kilka godzin dłużej.
To
są czasy przemarszów turystycznych, natomiast zdarzają się
nieliczni Szybkobiegacze, którzy wpadają tu lotem ptaka i
gnają dalej. Szybkość i kondycja zabójcza! Tyle, że z takim nie
pogadasz.
On
nie ma czasu.
Liczniej
Szybkobiegacze występują na połoninach, bo tam dużo ludzi
może podziwiać profesjonalny Strój Szybkobiegacza oraz
rozmaite gadżety elektroniczne przyczepione do Stroju lub
bezpośrednio do ciała, a dla sprawy niezbędne.
A
przecież gdy nie ma czasu nie nasycimy się widokiem tak
przestrzennym bardzo.....
Bez
urazy, ale z Fereczatej widok nie jest gorszy od tak
chwalonego, lecz wąskiego dość widoku ze strony przeciwnej, od
Chaty Socjologów z Otrytu.
Stąd
widok jest szerszy oraz dodatkowo inny.
I
to z tych właśnie powodów, tutaj, na jakieś Mgnienie
Wieczności, stawiałem ostatnio swój bieszczadzki letni dom.
Mijały godziny.
Kiedy
poszedłem po zapas opału na wieczorne ognisko, zobaczyłem, że
kwiaty dziewięćsiłów pozamykały się. A więc idzie załamanie
pogody i w związku z tym czekają mnie miłe chwile samotności w deszczu –
skonstatowałem.
Turyści
w Bieszczadach mają bowiem na tyle rozumu, by po pierwsze
primo nie chodzić po ciemku kamienistymi stromymi ścieżkami.
Zupełnie inną sprawą jest natomiast wędrowanie nocą po jasnej
szerokiej drodze oświetlonej księżycem – co zapamiętałem jako
czynność ekscytującą.(nocny powrót z Huczwisk do namiotu
pod Chryszczatą).
Po
drugie primo za kilka godzin zacznie padać, o czym ja wiem od
dziewięćsiłów, a turyści dowiedzą się pewnie od barometru,
albo z telewizora.
Zapomniałem
jednak, że życie jest tajemnicą i potrafi zaskoczyć.
Tymczasem
wokół, w doczesności tak zwanej, było, jak powinno być: - słońce
chyliło się już wyraźnie, ale przygrzewało jeszcze, silne powiewy
wiatru masowały twarz, a cała moja osoba znajdowała się w
objęciach niesamowitej, głębokiej ciszy, w zachodniej stronie tego
wierzchołka lokalnego świata, dokąd się przesunąłem, aby doświadczyć zachodu słońca.
Wiernym
Czytelnikom nie trzeba przypominać, że dalej jesteśmy w niedzieli
4 września 2016 roku – drugi dzień Zbyszkowej wycieczki jeszcze
się nie skończył.
Też wiele razy spotkałam się z przykładami głupoty na szlakach, no ale nic się z tym chyba nie da zrobić
OdpowiedzUsuńTakie jedzonko, przygotowane w tak spaniałych warunkach musi wspaniale smakować
OdpowiedzUsuń