wtorek, 17 kwietnia 2018

Hyrlata

Most na Solince i bobrowisko, potem kilka kilometrów do leśniczówki, cmentarz i już znane mi miejsce u podnóża góry Hyrlata nad strumieniem Hyrlata, gdzie przenocuję. 
Upał jak się patrzy - równo trzydzieści stopni (Celsjusza) do tego parno.


Kilka minut i dom stoi.



W tym roku wybrałem miejsce już w lesie wśród jodeł, bo tu był najrówniejszy kawałek i do tego „goły”, czyli zasypany samymi igłami. A na środku rósł prawdziwek. 


Nie chcąc podeptać grzybów, które rosną także nieopodal, (maślaki) zbieram kilka. Oznacza to, że zupa będzie grzybowa i to w znacznej części.



Mówiłem że jest żmijowo: - oto na sesję zdjęciową wypełza z traw Piękna Brązowa. Dla niewiedzących -  ta żmija jest jadowita.



- Nie boi się pan żmij? (wilków, niedźwiedzi) 
Nie wchodzę im w drogę, a więc nie mam się czego bać. Oraz uważam, że rysunek zygzaków jest inspirujący, a jak wszystko w lesie – żmije są niezbędne dla niezakłóconego ekosystemu.


Żmija bada co za intruz wszedł na jej terytorium. Przesuwa się majestatycznie, wysuniętym języczkiem łowi zapach, zatrzymuje się na chwilkę przy namiocie, unosi głowę, zagląda do środka a następnie oddala się z wielką godnością.

Historyczne mydełko z Regietowa otwiera Tobołek Cennych Chwil.... .
Najpierw pranie skarpetek i moczenie nóg w Hyrlatym, potem ogólne chlapu-chlapu,
Wielka przyjemność, przecież z 15 km za mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz