Było
na niebiesko, teraz dla odmiany będzie na żółto, z domieszką czarnego.
U
progu Podlasia, w Liwskim Zamku, na dziedzińcu i baszcie, w
księżycowe noce pojawia się postać kobieca osłonięta żółtym
welonem.
Postać nie ma nóg, unosi się tuż nad ziemią i przemieszcza płynnie w różne strony, przystając co pewien czas. W czasie tych postojów, przygodnego widza przebiegają ciarki - jak mówią świadkowie zjawiska, którym wtedy także włos się jeży na głowie (z wyłączeniem łysych)
Aby odkryć, kim jest ta zjawa, wystarczy
poszperać w starych kronikach, .
Otóż
w Zamku popełniono jak można się domyślać – zbrodnię.
Żona
kasztelana Marcina Kuczyńskiego, Ludwika, poniosła tu śmierć hańbiącą i
niezasłużoną.
Kasztelanowa
nie była kobietą urodziwą, jednak zazdrosny mąż permanentnie
posądzał ją o flirty z młodymi dworzanami.
Ogarnęła
go taka fobia, że kiedy w niewyjaśniony sposób zginęły trzy
brylantowe pierścienie które ofiarował kiedyś żonie, uznał to
za niezaprzeczalny dowód zdrady.
Rzekomo
kasztelanowa płaciła pierścieniami za chwile przyjemności
pozamałżeńskiej.
Kasztelan
oskarżył żonę o cudzołóstwo i wtrącił ją do lochu.
Wtrącił, a że poczuł się całkiem
zagubiony psychicznie, udał się do przybocznego duszpasterza, i zapytał co ma dalej robić.
Od
zawsze obok pana był bowiem pleban (I jeszcze wójt)
Dziś
w naszym polskim zaścianku na przykład, mamy także ten dobrze znany układ
– symbiozę, w postaci chimery: polityk – kapłan.
Kasztelanowa
nie miała z jakichś powodów zbyt wysokich notowań u zamkowego księdza, dlatego ten wymyślił
poddanie kobiety dość szczególnemu „sądowi bożemu”.
Otóż
wieczorem nieszczęśliwej kobiecie przyniesiono do lochu cegłę.
Oznajmiono, że jeśli do rana kasztelanowa przewierci tę cegłę na
wylot – będzie oczyszczona z zarzutów.
Wszystko
skończyłoby się happy endem gdyby nieszczęsna miała wiertarkę
lub chociaż gwóźdź.
Niestety, w lochu nie było nic takiego. Tę
cegłę miała przewiercić gołym palcem!
Dowcipny
był ten ksiądz. I jak tu czarnych nie lubić?
Rankiem
poniżona i zapłakana kasztelanowa stanęła w progu lochu z nienaruszoną
cegłą.
Wyrok
wykonano jeszcze tego samego dnia, ścinając Ludwikę na wielkim
głazie leżącym w zamkowym dziedzińcu.
Jakiś
czas potem strącano srocze gniazda z drzew otaczających zamek,
ponieważ kasztelanowi przeszkadzały srocze nawoływania.
W
jednym z gniazd wśród drobiazgów cennych tylko dla sroki,
znaleziono owe trzy zaginione brylantowe pierścionki.
Kasztelana
zagryzło sumienie – zwariował i szybko zszedł z tego świata.
Sprawę
opisuję nieco na wesoło, ale fakty są faktami:
Wydarzyła
się wielka tragedia i krzywda, z księdzem w tle.
A
w Bieszczadach na początku kwietnia na żółto kwitły pierwiosnki,
kaczeńce oraz inne kwiatki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz