sobota, 8 kwietnia 2017

Zjawa w żółtym welonie

Było na niebiesko, teraz dla odmiany będzie na żółto, z domieszką czarnego.


U progu Podlasia, w Liwskim Zamku, na dziedzińcu i baszcie, w księżycowe noce pojawia się postać kobieca osłonięta żółtym welonem.
    
 Postać nie ma nóg, unosi się tuż nad ziemią i przemieszcza płynnie w różne strony, przystając co pewien czas. W czasie tych postojów, przygodnego widza przebiegają ciarki - jak mówią świadkowie zjawiska, którym wtedy także włos się jeży na głowie (z wyłączeniem łysych)
       Aby odkryć, kim jest ta zjawa, wystarczy poszperać w starych kronikach, .
       Otóż w Zamku popełniono jak można się domyślać – zbrodnię.
Żona kasztelana Marcina Kuczyńskiego, Ludwika, poniosła tu śmierć hańbiącą i niezasłużoną.
      Kasztelanowa nie była kobietą urodziwą, jednak zazdrosny mąż permanentnie posądzał ją o flirty z młodymi dworzanami.
Ogarnęła go taka fobia, że kiedy w niewyjaśniony sposób zginęły trzy brylantowe pierścienie które ofiarował kiedyś żonie, uznał to za niezaprzeczalny dowód zdrady.
      Rzekomo kasztelanowa płaciła pierścieniami za chwile przyjemności pozamałżeńskiej.
Kasztelan oskarżył żonę o cudzołóstwo i wtrącił ją do lochu.
Wtrącił, a że poczuł się całkiem zagubiony psychicznie, udał się do przybocznego duszpasterza, i zapytał co ma dalej robić.
Od zawsze obok pana był bowiem pleban (I jeszcze wójt)
Dziś w naszym polskim zaścianku na przykład, mamy także ten dobrze znany układ – symbiozę, w postaci chimery: polityk – kapłan.

Kasztelanowa nie miała z jakichś powodów zbyt wysokich notowań u zamkowego księdza, dlatego ten wymyślił poddanie kobiety dość szczególnemu „sądowi bożemu”.

Otóż wieczorem nieszczęśliwej kobiecie przyniesiono do lochu cegłę. Oznajmiono, że jeśli do rana kasztelanowa przewierci tę cegłę na wylot – będzie oczyszczona z zarzutów.
       Wszystko skończyłoby się happy endem gdyby nieszczęsna miała wiertarkę lub chociaż gwóźdź. 
Niestety, w lochu nie było nic takiego. Tę cegłę miała przewiercić gołym palcem!

Dowcipny był ten ksiądz. I jak tu czarnych nie lubić?

Rankiem poniżona i zapłakana kasztelanowa stanęła w progu lochu z nienaruszoną cegłą.
Wyrok wykonano jeszcze tego samego dnia, ścinając Ludwikę na wielkim głazie leżącym w zamkowym dziedzińcu.

Jakiś czas potem strącano srocze gniazda z drzew otaczających zamek, ponieważ kasztelanowi przeszkadzały srocze nawoływania.
W jednym z gniazd wśród drobiazgów cennych tylko dla sroki, znaleziono owe trzy zaginione brylantowe pierścionki.

Kasztelana zagryzło sumienie – zwariował i szybko zszedł z tego świata.
Sprawę opisuję nieco na wesoło, ale fakty są faktami:
Wydarzyła się wielka tragedia i krzywda, z księdzem w tle.

A w Bieszczadach na początku kwietnia na żółto kwitły pierwiosnki, kaczeńce oraz inne kwiatki.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz