sobota, 22 kwietnia 2017

Ciężkowice witają

Jadę do Ciężkowic, tym razem prosto z Krakowa, przez Zakliczyn, z pominięciem Tarnowa. Przed Zakliczynem okolice robią się całkiem bieszczadzkie – góry podobne, tylko dużo więcej kwitnących drzew: tarnina, śliwki, czereśnie i inne, bardzo to malowniczo wygląda (pokażę, pokażę) oraz różnica również w ilości siedzib człowieczych.
           Lubię Ciężkowice.
I już idzie się skrajem drogi w cudownej samotności, niosąc w sobie błogostan.
Ptaki śpiewają, kwitnące drzewa pachną, jest ciepło oraz bardzo przyjemnie.
      Idzie się lekko pod górę (Z dołu do Domu na Górze będzie przewyższenie ok. 200 metrów, ale to jest rozłożone na dłuższym odcinku).
Pierwszy szczyt i dobrze znana kapliczka.

Na zdjęciu Michał.

Michał jest w moim wieku, wcale nie musi w ten tradycyjny i coraz rzadszy już sposób dźwigać wodę, w domu ma ją w kranie, ale jak mówi, robi to dla sportu, oraz z powodu że lubi: - „bo wtedy krew lepiej krąży”.
       Michał pracował przez 8 lat (lata siedemdziesiąte) przy zwózce końmi dłużyc w Bieszczadach - Kalnica i Wetlina.
Zaoszczędził przez ten czas na pół domu. Czyli można było nie przepić i zaoszczędzić.
Pozdrawiam moich Przyjaciół w Ciężkowicach.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz