Nie
miałem nigdy pomysłu, aby się spowiadać z własnej nieprzymuszonej woli.
Po
raz pierwszy i ostatni klęczałem przed księdzem, z
„okazji” komunii.
Zrobiłem
to dla matki.
Potem
dorosłem..... owszem, były jakieś chrzty i inne uroczystości.
Kiedy
jednak stałem w tłumie i słuchałem kazania, wygłaszanego z
wystudiowaną egzaltacją, z użyciem archaicznych słów, z tym
palcem księdza podnoszonym do góry......, łamiąc głowę nad sensem
przekazu......
Coś,
co było dobre dwa tysiące lat temu, nie może być dobre dziś, chyba nie może?
Czarni! Zatrzymaliście naród w rozwoju!
Ale .... im właśnie o to chodzi....
Czarni! Zatrzymaliście naród w rozwoju!
Ale .... im właśnie o to chodzi....
Więc
słuchałem i zaczynał mnie krzyż boleć, - musiałem wychodzić.
Tym
bardziej, że nie podobało mi się także namawianie do
- wampiryzmu (napij się krwi mojej)
- wampiryzmu (napij się krwi mojej)
- i
kanibalizmu (zjedz ciało moje).
Jeden wyjątek kiedy dobrze się czułem: - to były pasterki w drewnianym kościółku w Zakopanem. Konkretnie u Sióstr na Kalatówkach. W tym miejscu czułem się radośnie.
Jeden wyjątek kiedy dobrze się czułem: - to były pasterki w drewnianym kościółku w Zakopanem. Konkretnie u Sióstr na Kalatówkach. W tym miejscu czułem się radośnie.
Jako
że podobne przyciąga podobne – poznałem Jana z Ciężkowic.
Jan
odszedł niedawno.
Znaczy
umarł. (ur. 1947)
Nie
było „uroczystości” kościelnych.
W
ogóle nie było pogrzebu w tradycyjnym rozumieniu.
Jan
zapisał swoje ciało Akademii Medycznej.
Niektórym
znajomym trudno to przełknąć.
Chwilę
zastanawiałem się co napisać w Epitafium dla tak nieprzeciętnego
człowieka, który pomógł wielu ludziom. I znalazłem w archiwum
niepublikowany tekst o Janie, sprzed kilku lat.;
- Nigdy nie miałem zaciachów ( nie znajduję odpowiedniejszego słowa) apostolskich.Lubię zjeść i wypić lubię i takie też lubię. Takie tam nawet bardzo lubię.
Nie
miałem nigdy takich ciągot (bez urazy) jak Jan Gabriel, czy
Teresa Neumann.
Żeby
osiągnąć coś tak nieludzkiego, że aż boskiego.
Jeśli
miałbym przed kimś uklęknąć, to byłyby to tylko dwie, może trzy
osoby.
I wśród nich byłby Jan.
Jest w tej postaci asceza przez duże A. Czyli Skromność i Wielkość jednocześnie.
I wśród nich byłby Jan.
Jest w tej postaci asceza przez duże A. Czyli Skromność i Wielkość jednocześnie.
Patrzę,
obserwuję Jana.
On
jest pogodny.
Ba, często radosny wręcz. Ale też impulsywny – nieraz się starliśmy.
Ba, często radosny wręcz. Ale też impulsywny – nieraz się starliśmy.
Znaczy
żywy człowiek, a nie jakieś ciepłe kluchy.
Bretharianin.
Przywykł
już do swej Drogi.
Jedzenie
mu wisi, gdy patrzy na jedzących, pewnie czuje tylko budzące się
wspomnienia.
Kiedyś,
gdy poznałem Jana, uważałem, że on zazdrości tym, którzy jedzą.
Teraz wiem, że się myliłem, a niejedzenie jest możliwe.
I
czuję się przy Janie, jak mały grzesznik.
Ale
tak miło być małym grzesznikiem.....
Podobno
Stwórca takich małych grzeszników szczególnie ceni.
Jana żywi Kosmos.
Podziwiam Kosmos.
I Jana podziwiam.
Podziwiam Kosmos.
I Jana podziwiam.
Faktycznie
ten facet jest pełen energii, dużo pracuje – przeważnie działa
w drewnie. Pomaga ludziom fizycznie i wspiera psychicznie. Dostaje
teksty od sił wyższych (Pismo automatyczne).
Widzi
dusze błądzące. Leczy osobiście i na odległość też.
Egzystuje
na dwóch, czasami trzech szklankach płynu dziennie. Może być
woda. I emanuje energią.
Pobyt
w Domu na Górze odbieram jak Kamienne Kręgi w Odrach
w przesileniu. Z pewnością ma w tym swój udział partnerka
Jana – Bożenka.
Patrzę
na Jana i wiem, że są na niebie i na ziemi sprawy niepojęte, jak
mówi Pismo Święte.
To
był tekst sprzed lat.
A
Tu i Teraz stoję na łące za Domem na Górze.
Łąka
– znaczy pole, widok na górę
z lasem ciemnym, bo nieoświetlonym. Przed lasem zagajnik brzozowy. Młode brzózki. Listowie na nich jak w
kwietniu – młode listki. Zieloność wiosenna.
Cisza.
Przy ziemi wiatr
ucichł.
Cykam zdjęcia co trzy sekundy - niby na każdym widać ten sam lasek, jednak wiatr w górze robi swoje i każde zdjęcie jest odrobinę inne.
Jeszcze kilka godzin temu na monumentalnym cmentarzu wojennym z
pierwszej wojny, numer sto ileś tam, wiało sakramencko.
Cykam zdjęcia co trzy sekundy - niby na każdym widać ten sam lasek, jednak wiatr w górze robi swoje i każde zdjęcie jest odrobinę inne.
A
tu kompletna cisza.
Po
niebie w majestacie, znaczy niespiesznie, wędrują nieliczne niebieskie okna.
Jest ciekawe światło, takie, jakie lubię.
Przez te niebieskie okna padają snopy promieni słonecznych na skrawki terenu. Czuję się jak w Boskim Teatrze.
Jest ciekawe światło, takie, jakie lubię.
Przez te niebieskie okna padają snopy promieni słonecznych na skrawki terenu. Czuję się jak w Boskim Teatrze.
Oświetlenie wędruje
po ziemi, podkreślając coraz to inne szczegóły.
Fotografuję
i odnoszę wrażenie, że to Jan w tym Centralnym Teatrze
steruje reflektorem słonecznym.
Witam ponownie!
OdpowiedzUsuńW jakim wieku Pan Jan , był odszedł?
Danuta
Przeoczyłaś Danusiu.Napisał Zbyszek że Jan był z rocznika 1947.Pozdrawiam.
Usuń