piątek, 21 kwietnia 2017

Przedświąteczny Kraków


Idzie się.
Idzie się w stronę rynku.
Pogoda – czysty błękit.
         

Ogólnie czuję się lekko: pospałem w autobusie - ciało wypoczęte, lekkie, dusza lekka, a na plecach skrzydła!
Jestem zadowolony, dostałem bowiem od życia (Losu, Anioła, od siebie?) szansę, aby być kim chcę, oraz zdrowie i wolny czas, całe oceany wolnego czasu!
Dostałem również umiejętność cieszenia się byle czym. Czego życzę także czytelnikom.

Jan Sztaudynger napisał, że chciałby mieć następujący napis na nagrobku: „Tu leży byle kto, bo cieszył się byle czym”

Idę i myślę (bo mam czas. Gdybym czasu nie miał, to bym tylko szedł)
Wielkie zadowolenie, zwane przez niektórych szczęściem, przychodzi i odchodzi według swego widzimisię. Przywiązywanie się do niego, póki trwa, wiedzie tylko do rozczarowania, kiedy mija.
        Przecież wszystko mija, czyli nic nie trwa wiecznie.
Lubię Kraków.
Idzie się znajomą drogą do sukiennic i dorożek, w tej straszliwej i cudownej samotności, a wokół obcojęzyczny tłum.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz