poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Epitafium dla Jana Gabriela.

Nie miałem nigdy pomysłu, aby się spowiadać z własnej nieprzymuszonej woli.
Po raz pierwszy i ostatni klęczałem przed księdzem, z „okazji” komunii.
Zrobiłem to dla matki.
        Potem dorosłem..... owszem, były jakieś chrzty i inne uroczystości.
Kiedy jednak stałem w tłumie i słuchałem kazania, wygłaszanego z wystudiowaną egzaltacją, z użyciem archaicznych słów, z tym palcem księdza podnoszonym do góry......, łamiąc głowę nad sensem przekazu......
      Coś, co było dobre dwa tysiące lat temu, nie może być dobre dziś, chyba nie może?
Czarni! Zatrzymaliście naród w rozwoju! 
Ale .... im właśnie o to chodzi.... 
      Więc słuchałem i zaczynał mnie krzyż boleć, - musiałem wychodzić.
Tym bardziej, że nie podobało mi się także namawianie do 
- wampiryzmu (napij się krwi mojej)
- i kanibalizmu (zjedz ciało moje).
Jeden wyjątek kiedy dobrze się czułem: - to były pasterki w drewnianym kościółku w Zakopanem. Konkretnie u Sióstr na Kalatówkach. W tym miejscu czułem się radośnie.

Jako że podobne przyciąga podobne – poznałem Jana z Ciężkowic.
Jan odszedł niedawno.
Znaczy umarł. (ur. 1947)
Nie było „uroczystości” kościelnych.
W ogóle nie było pogrzebu w tradycyjnym rozumieniu.
Jan zapisał swoje ciało Akademii Medycznej.
Niektórym znajomym trudno to przełknąć.

Chwilę zastanawiałem się co napisać w Epitafium dla tak nieprzeciętnego człowieka, który pomógł wielu ludziom. I znalazłem w archiwum niepublikowany tekst o Janie, sprzed kilku lat.;

  • Nigdy nie miałem zaciachów ( nie znajduję odpowiedniejszego słowa) apostolskich.
    Lubię zjeść i wypić lubię i takie też lubię. Takie tam nawet bardzo lubię.
Nie miałem nigdy takich ciągot (bez urazy) jak Jan Gabriel, czy Teresa Neumann.
Żeby osiągnąć coś tak nieludzkiego, że aż boskiego.
Jeśli miałbym przed kimś uklęknąć, to byłyby to tylko dwie, może trzy osoby. 
I wśród nich byłby Jan. 
Jest w tej postaci asceza przez duże A. Czyli Skromność i Wielkość jednocześnie.
        Patrzę, obserwuję Jana.
On jest pogodny. 
Ba, często radosny wręcz. Ale też impulsywny – nieraz się starliśmy.
       Znaczy żywy człowiek, a nie jakieś ciepłe kluchy.
Bretharianin.
Przywykł już do swej Drogi.
Jedzenie mu wisi, gdy patrzy na jedzących, pewnie czuje tylko budzące się wspomnienia.
Kiedyś, gdy poznałem Jana, uważałem, że on zazdrości tym, którzy jedzą. Teraz wiem, że się myliłem, a niejedzenie jest możliwe.
            I czuję się przy Janie, jak mały grzesznik.
Ale tak miło być małym grzesznikiem.....
Podobno Stwórca takich małych grzeszników szczególnie ceni.
      Jana żywi Kosmos. 
Podziwiam Kosmos. 
I Jana podziwiam.
Faktycznie ten facet jest pełen energii, dużo pracuje – przeważnie działa w drewnie. Pomaga ludziom fizycznie i wspiera psychicznie. Dostaje teksty od sił wyższych (Pismo automatyczne).
       Widzi dusze błądzące. Leczy osobiście i na odległość też.
Egzystuje na dwóch, czasami trzech szklankach płynu dziennie. Może być woda. I emanuje energią.
Pobyt w Domu na Górze odbieram jak Kamienne Kręgi w Odrach w przesileniu. Z pewnością ma w tym swój udział partnerka Jana – Bożenka.
Patrzę na Jana i wiem, że są na niebie i na ziemi sprawy niepojęte, jak mówi Pismo Święte.






To był tekst sprzed lat.
         A Tu i Teraz stoję na łące za Domem na Górze.
Łąka – znaczy pole, widok na górę z lasem ciemnym, bo nieoświetlonym. Przed lasem zagajnik brzozowy. Młode brzózki. Listowie na nich jak w kwietniu – młode listki. Zieloność wiosenna.
Cisza.
Przy ziemi wiatr ucichł. 
Cykam zdjęcia co trzy sekundy - niby na każdym widać ten sam lasek, jednak wiatr w górze robi swoje i każde zdjęcie jest odrobinę inne.






Jeszcze kilka godzin temu na monumentalnym cmentarzu wojennym z pierwszej wojny, numer sto ileś tam, wiało sakramencko.
A tu kompletna cisza.
          Po niebie w majestacie, znaczy niespiesznie, wędrują nieliczne niebieskie okna.
Jest ciekawe światło, takie, jakie lubię.
Przez te niebieskie okna padają snopy promieni słonecznych na skrawki terenu. Czuję się jak w Boskim Teatrze
Oświetlenie wędruje po ziemi, podkreślając coraz to inne szczegóły.
Fotografuję i odnoszę wrażenie, że to Jan w tym Centralnym Teatrze steruje reflektorem słonecznym.

2 komentarze:

  1. Witam ponownie!
    W jakim wieku Pan Jan , był odszedł?

    Danuta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeoczyłaś Danusiu.Napisał Zbyszek że Jan był z rocznika 1947.Pozdrawiam.

      Usuń