Pomału
zbliżam się do Krzemienia, gdzie mam zamiar nocować.
Idę
i myślę, że tak często słyszę: - "Tobie to dobrze, ja nie mogę
tak żyć, bo nie mam czasu".
Może
i racja.
To
ja przepraszam, że mam czas tak żyć.
Po
swojemu i jak chcę. I dziękuję za to memu Aniołowi.
Może
faktycznie to sprawa szczęścia?
Ale
też od razu przypomina mi się anegdota o drwalu:
Był
sobie drwal.
Ten
drwal chodził permanentnie zmęczony, nigdy nie udało mu się
porządnie odpocząć, aż w końcu umarł.
Po
jego śmierci okazało się, że rąbał drzewa tępą siekierą, bo
nie mógł znaleźć czasu, aby ją naostrzyć.
Na
trasie jest niewielu turystów. Mijają mnie kolejne dwie osoby.
Pewna prawidłowość: - spora część ludzi posuwa szybko naprzód
w ciszy i ma przy tym poważne oblicza, oraz spojrzenia skierowane
pod nogi, a część idzie przez te piękne tereny i non stop gada o
smutkach. To wnoszę z zasłyszanych strzępków rozmów.
Jeśli
ktoś musi się spieszyć, to być może nie będzie miał także
czasu aby umrzeć. Czyli stanie się nieśmiertelny.
No,
to jest jakiś argument przemawiający za pośpiechem.
Na
szczęście zdarzają się także osoby zadowolone z życia, gdyż
uśmiechnięte, oczarowane widokami.
I
mają czas zamienić z samotnym wędrowcem nawet kilka ciepłych
zdań.
Idę
niespiesznie tą kamienistą ścieżką w uroczystej samotności i
czuję się jakbym był otwartym oknem. I jednocześnie otwartymi
drzwiami. Powstał przeciąg i wymiótł wszystkie śmieci z umysłu.
Zero
skupienia, zero koncentracji.
Jestem całkowicie dostępny.
Zmysły
są jakby wyostrzone i silniej niż zwykle odbierają to, co wokół.
W
zadowoleniu, które mnie obejmuje, dopuszczam wszystko. Wiatr może
nadchodzić z dowolnej strony.
Idę
i roztapiam się.
Kiedy
człowiek wejdzie w stan roztopienia, rozproszenia, albo jedności z
otoczeniem, staje się lampą świecącą we wszystkich kierunkach.
Bo
stan koncentracji, skupienia, jest stanem przeciwnym, jest
ograniczeniem.
Koncentrację można porównać do snopa światła z
latarki. Koncentracja jest odrzuceniem, wymuszeniem.
Aby
zapanować nad myślami, nauczyłem się stosować chwilę
koncentracji na oddechu. Ta chwila jest jak przycisk zapalający
lampę.
Pstryk
– i już się świeci. Wtedy skupienie zostawiasz za sobą, nie
jest już potrzebne – wchodzisz na poziom jedności,
swobodnej radości.
W
tej swobodnej radości wiatr może wiać ze wszystkich stron.
W
tej swobodnej radości obejmuje człowieka wielka błogość i
specyficzne poczucie humoru.
Przychodzą do głowy nietypowe pomysły.
Na przykład: - Sikanie pod wiatr.
Stajesz
się wesołym, psotnym dzieckiem. Pomyślisz: - Nie będę sikał z
wiatrem, przecież takie sikanie jest nieambitne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz