Zaczynają
pojawiać się pojedyńcze kropelki deszczu.
Po kilku minutach
zamieniają się w uciążliwą mżawkę.
Okulary robią się całkiem
nieprzejrzyste i przeszkadzają w marszu – do kieszeni więc z
nimi.
Zastanawiam
się, czy nie zakładać peleryny. Jest pod ręką, bo siedzi w
kieszeni przy kolanie. Zwlekam, nie lubię chodzić w pelerynie.....
Jednak czuję
się coraz bardziej wilgotny.
Już mam sięgnąć po okrycie, kiedy mżawka w jednej chwili znika.
Zrywa
się silny ciepły wiatr i suszy ubranie w kilkanaście minut. Fantastyczne są te gwałtowne zmiany pogody.
Pojawia
się znowu to niecodzienne dzisiejsze światło: - jestem wyraźnie na
pierwszym planie, który jest mocniej oświetlony w porównaniu z
niedalekim tłem.
Rozglądam
się: - turystów całkiem wymiotło, na szlaku nie ma nikogo.
W
tle znajome siodło przełęczy pod Tarnicą. I maleńkie
figurki ludzików na szczycie. Tłum ludzików przybył do żelaznego
krzyża.
Ja
tam wolę być w odtłumieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz