Woda
jest niezbędna.
Chodzimy
po wodę do potoku. Właśnie idę.
Kiedy
potok nie jest całkiem zamarznięty, problemu nie ma.
Kiedy
potok zamarza, łupiemy lód butem (Jeśli da się łupać butem) i zachwycamy się tymi kawałkami
lodu, robimy zdjęcia i jest bardzo przyjemnie.
Kiedy
potok zamarza, te kawałki lodu przynosimy w plecaku.
Można
także po wodę chodzić do rzeki. Ona zamarza nieco trudniej.
Kiedy
rzeka zamarza, chodzimy po wodę zabierając również kilof.
Wieczorem, po zapaleniu kilku świec i porządnym napaleniu w kominku robi się bajkowo.
Jeśli mamy tylko cienki śpiwór, wchodzimy do niego w skarpetkach, kalesonach,
spodniach, kurtce i dwóch czapkach.
Tak się zmroziłem wycieczką do Zubeńska, że jedną noc spałem nawet w rękawiczkach. Do tego porządne okrycie na
wierzch i jest cieplusio.
O
poranku otwieramy oczy i mamy dylemat: - czy już trzeba wyjść na
zewnątrz w sprawie sikania, czy też uda się pobyć jeszcze chwilę
w cieple.
Nie
doceni ciepła ten, kto się porządnie nie zmroził.
I
podobnie jest ze wszystkim.
Dziadek
Mróz maluje na szybach przepiękne kwiaty.
Potem
wstaje słońce i je podświetla.
Potem
następuje ceremonia śniadania, a w jego trakcie prowadzimy trochę
filozoficznych rozmów.
Jako że jest wolność, możemy wybrać się na dowolną wycieczkę świąteczną.
W
podróży do samego siebie, dociera się bowiem do miejsca, od
którego każdy dzień staje się świętem lub niedzielą.
Wybieramy
się na przykład do niedalekich Radoszyc, w których na początku lata odremontowano cerkiew.
Nie
doceni wolności ten, kto nie był niewolnikiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz