Według
publicznych oświadczeń CIA i Pentagonu wszelkie próby
opracowania i zastosowania sił parapsychicznych do celów
militarnych, były w najlepszym razie krótkotrwałymi eksperymentami
bez udowodnionej wartości.
Kiedy
w grudniu 1995 roku pojawiła się wiadomość, że Pentagon
jednak sięgał po metody jasnowidzenia, i wydano na to według
„oficjalnych” danych 20 mln. dolarów w ciągu 20 lat,
potwierdziły się podejrzenia tych, którzy nie wierzą w rządowi.
Postawmy
tylko jedno pytanie: - dlaczego po tylu latach marnotrawienia
pieniędzy podatników i utrzymywania programu w ścisłej tajemnicy,
CIA postanowiła w końcu przyznać się do tego?
Na
to pytanie dostajemy odpowiedź w książce Parapsychiczny
Wojownik – Davida Morehouse'a.
Morehouse
był wielokrotnie odznaczanym
oficerem piechoty i spadochroniarzem. Nie wykazywał żadnych oznak
jasnowidzenia, ani to go nie interesowało.
Wszystko
zmieniło się od chwili, kiedy na Bliskim Wschodzie dostał postrzał
w głowę. Przed śmiercią uchronił go hełm.
Kula,
która ugodziła Morehouse'a,
uruchomiła jednak jakiś uśpiony mechanizm w jego umyśle.
Spadochroniarz
nabył umiejętność widzenia na odległość.
Ten
mechanizm armia zaczęła wykorzystywać dla potrzeb wywiadu.
Morehouse'a
zatrudniono przy wojskowym projekcie Promień Słońca (Sun
Streak), znanym także jako Star
Gate, w bazie Fort
Meade w stanie Maryland.
Po
kilku latach tej pracy, autor książki zaczął myśleć o zerwaniu
z armią. Nie był naiwny – wiedział, że taka próba może
pozbawić go życia. Wymyślił więc przedtem system
zabezpieczenia: - opisał wykorzystanie przez rząd zespołu ludzi
widzących na odległość w misji o kryptonimie Miska
Ryżu.
To
kryptonim zakończonej fiaskiem próby odbicia zakładników w
Iranie, w ostatnich dniach administracji Cartera.
Sporządził
kopie i rozesłał do zaufanych osób. Kopie te mogły być ujawnione
w razie potrzeby.
Dopiero
po takim zadziałaniu wyraził chęć wystąpienia z armii.
Tak,
jak przewidywał, nie było to proste.
Został
postawiony przed sądem, armia postanowiła go zdyskredytować.
Proces
doprowadził Morehouse'a
na skraj szaleństwa, ale w końcu zwyciężył, odszedł z armii i
napisał książkę.
Z
pewnością żyje dzięki swym „listom bezpieczeństwa”.
W
książce pojawiają się dwaj fizycy z RSI (Research
Stanford Institute) w
Kalifornii, oraz pada nazwisko Ingo Swanna!
Pisałem
o książce Ingo Swanna – Penetracja.
Widzenie
na odległość stanowi ważne narzędzie wywiadowcze, a na badania
nad nim przeznacza się znacznie większe środki, niż te, do
których władze się przyznają.
Nie
jest to metoda doskonała. Jej dokładność wynosi od 60 do 80%.
„Nie jest dokładna w 100%, nigdy nie była i nigdy nie
będzie”.
Żadna
misja nie została też nigdy zaplanowana wyłącznie na podstawie
widzenia na odległość.
„Każdy
cel operacyjny jest opracowywany przez kilku jasnowidzących, którzy
nie kontaktują się ze sobą. Dane są zestawiane w połączeniu z
fotografią, nasłuchem itd. Widzenie na odległość jest tylko
jednym z elementów układanki”.
Każda
metoda wywiadowcza ma wady.
Satelitarna
fotografia dachu jakiegoś budynku w Rosji,
nie mówi nic na temat tego, co znajduje się w środku.
Jednak
widzenie na odległość ma wielką zaletę. Jest nią bezpieczeństwo
agenta. Ta metoda nie niesie ze sobą żadnego zagrożenia. (No, nie
powiem, że tak jest. Przypomnijmy sobie perypetie Ingo
Swanna z namierzaniem Obcych
na Księżycu)
Morehouse
był szkolony, lecz nie przez Ingo Swanna.
Swann
trenował innych jasnowidzących.
Trening
polegał między innymi na odczytywaniu współrzędnych
geograficznych w zamkniętych kopertach. Ten trening był następnie
wykorzystywany do „wróżenia z map”.
Jest
to metoda polegająca na identyfikowaniu ukrytych lokalizacji przy
użyciu instrumentów i map.
Największe
możliwości daje jednak zjawisko „wpływania na ludzi na
odległość”.
Służby
wielu krajów stosują tę metodę. KGB wpompowało
miliony w badania parapsychiczne i to wiele lat wcześniej, niż
zrobiono to w Ameryce – pisze Morehouse.
Podobnie
działali Chińczycy i Izrael.
Spadochroniarz
opisuje czujniki – wykrywacze widzenia na odległość,
zainstalowane na Kremlu.
Uważa także, że Rosjanie zbudowali broń psychotroniczną, mogącą
kierować w wybrane miejsca epidemie i trzęsienia ziemi.
Dalej
pisze tak: - nigdy nie starałem się o jakieś szczególne przeżycia
umysłowe, nie interesowałem się starożytnymi religiami, ani
mistyką.
Jestem
żołnierzem, który dostał postrzał w głowę i zaczął mieć
bardzo dziwne doświadczenia.
Od
samego początku byłem sceptyczny wobec tych moich doświadczeń, a
to nie jest dobre, teraz to wiem.
Bo
od sceptycyzmu jest tylko krok do ignorancji. A ignorancja to
zamknięty umysł.
Morehouse
opisuje działania swego przyjaciela – Uri Gellera
(słynne izraelskie medium) agenta Mossadu.
Geller
został wysłany do USA, gdzie w RSI
pracował nad projektem Skanowanie – wpływanie
parapsychiczne na ludzi negocjujących traktat pokojowy.
Jednym
z zadań jednostki w Fort Meade
była identyfikacja podwójnych agentów wśród ważnych polityków
amerykańskich.
Morehouse
napisał także wspólnie z Jimem Marrsem
książkę: Spisek, który zabił Kennedy'ego.
Przygotowując
tę książkę Marrs
zebrał wiele wywiadów, między innymi z Ingo Swannem,
który przyznał, że wyszkolił nie tylko wielu widzących na
odległość, ale również specjalną grupę do znacznie bardziej
tajemniczych zadań.
Akcje
operacyjne Parapsychicznego Spadochroniarza
to:
podróż
na pokład samolotu Pan Am 103
w czas sporo przed wybuchem, ponowna podróż w chwile tuż przed
wybuchem.
Przeszukiwanie
mentalne statków przemytników narkotyków.
Poszukiwanie
podpułkownika Higginsa
w Libanie.
Wizyty
na innych planetach, w tym na Marsie.
Zebrane
doświadczenia przekonały w końcu Morehouse'a,
że widzenie na odległość ma zbyt wielką wartość dla ludzkiej
rasy i nie powinno być zawłaszczone przez Departament
Obrony.
PS.
W innych państwach (Rosja, Chiny)
jakoś nie słychać o podobnych do Morehouse'a
ludziach, i nie ukazują się tam książki z podobnymi
sensacjami......
Tu działa prosta zasada: - najlepszy świadek, to świadek martwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz