Burza
fascynowała mnie od dziecka. Tego spektaklu nie dało się w całej
okazałości odebrać w mieście. W mieście brakowało rozległych
widoków na wszystkie strony, brakowało dźwięku kropel deszczu
uderzających o dach nad głową, brakowało odczucia wiatru. To
wszystko dostałem po raz pierwszy na podwarszawskim letnisku u cioci
Lusi.
Weranda,
tak, jak i dom pokryta była blachą, a dom stał samotny, oddalony
kilkaset metrów od innych domów. Na północy, za piaszczystą
wydmą, zaczynał się las. Za lasem płynęła Bugo-Narew.
Dla
małego chłopca, to był atrakcyjny świat, całkiem inny od tego,
który znał z miasta.
Po
zachodniej stronie domu, było pole, na którym rosło zboże. Gdy
zboże ścinano, skórę na stopach miałem już tak twardą od
codziennego biegania boso, że przebiegałem po rżysku nie gorzej od
wiejskich chłopców.
Zawsze
lubiłem obserwować przyrodę, i tu, u cioci przeżyłem swoją
pierwszą burzę. Byłem sam w domu, ciotka pojechała do Legionowa
w jakiejś sprawie.
Było
parno, chmurzyło się. Potem zerwał się wiatr, podrywając tumany
kurzu z drogi. Uderzył pierwszy piorun i zaczęło się.....
Ta
fascynacja burzą, deszczem, padającym śniegiem, a zwłaszcza błyskawicami, została mi już na stałe.
Niezapomniane
chwile z dzieciństwa wróciły do mnie w 2014 roku w Woli
Michowej, w której pierwszy raz
chwyciłem błyskawicę na zdjęciu.
Potem
była fantastyczna sesja w Ciężkowicach i znowu Wola Michowa.
Powiedzieć,
że cieszyłem się jak dziecko, to mało.
Ogromne
kolorowe pioruny ponad chmurami.
Okazuje
się, że błyskawice wyskakują także ponad chmury. I to bardzo
wysoko, do stu kilometrów!
Pojawiają
się one przy bardzo wysokiej aktywności burzowej. Wtedy oprócz
wyładowań doziemnych i międzychmurowych, pojawiają się
krótkotrwałe wyładowania ponad chmurami.
Są
one zagadką, przyczyn ich powstawania naukowcy nie potrafią
wytłumaczyć.
I
to jest cudne!
Po
pierwsze primo: - to uczciwe postawienie sprawy.
Po
drugie primo: - Nie wiem – wspaniałe słowa, a w nich pokora.
Po
trzecie primo: - Naukowiec, a nie wie, i ma odwagę się do tego
przyznać. Nie stara się być wszystkowiedzącym i bić pianę.
Z
tego właśnie powodu mój wielki szacunek dla tych ludzi.
Na zdjęciu Czerwony Krasnal.
Miał
rację Osho, mówiąc, że nasza wiedza zawsze będzie ułomna,
a życie jest tajemnicą.
Te
ogromne, kolorowe wyładowania elektryczne, udało się sfotografować
dopiero kilkanaście lata temu.
Mają
one wdzięczne nazwy:
Chochliki
Niebieskie
Fontanny
Czerwone
Krasnale
Elfy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz