Witajcie
czytelnicy!
Witanie
jest zdecydowanie milsze niż żegnanie, które to drugie zawsze
onieśmiela mnie dosyć bardzo.
Ktoś
zapewne powie: - panie! Składnia nie taka!
„Otóż
człowieku, jeśli zasługujesz na to miano, zapamiętaj, że
prawidła gramatyczne gubią adekwatność przekazu” - Sted.
Adekwatność
przekazu.... Czy te listy do samego siebie to jest przekaz? Nie
wiem, może tak.
Poznałem
w tym roku nowych ciekawych ludzi, byłem w paru nieznanych dotąd
miejscach. Najpierw chodziłem po Bieszczadach z namiotem, potem
jeździłem na rowerze, chodziłem także z wykrywaczem metalu, aż
do wyładowania baterii.
Plonem
wędrówek są zdjęcia z telefonu i aparatu, oraz zapiski w zeszycie
– bieszczadzkim komputerze.
Wędrowałem
trasą: Baligród, Pod Wierchem 686, Żebrak, Wola Michowa,
Balnica – Okrąglik przez
Solinkę i Roztoki
Górne, Smerek,
Wetlina, Ustrzyki Górne, Wołosate, Rozsypaniec, Halicz, Krzemień,
Bukowe Berdo, Muczne, Stuposiany, Smolnik, Lutowiska, Otryt, Chmiel,
Dwernik, Zatwarnica, Smerek, Fereczata i na koniec najdłuższy
jednodniowy przemarsz z Fereczatej przez Okrąglik,
granicą, przez Balnicę do Woli Michowej.
Wchodziłem
także po sławnych dębowych schodach w stronę Tarnicy.
Spałem
głównie w namiocie, w większości w odludnych miejscach. Dwie noce
spędziłem w szałasach na połoninach i dwa razy zatrzymywałem się
w agroturystykach (ach, ten boski prysznic!), gdzie ładowałem
baterie w telefonie. W wyposażeniu miałem także mały
paluszek-akumulator, który umożliwiał jednorazowe ładowanie
telefonu, gdy nie było innej możliwości.
Bateria
w telefonie starczała na ok. 5 dni, bo było nieco rozmów i robiłem
sporo zdjęć. Po tym czasie ładowałem telefon z akumulatorka lub
rozglądałem się za noclegiem z prądem, bo ładowania potrzebował
także aparat fotograficzny. Jedna bateria w aparacie starczała na
300 zdjęć dziennych. Gdy dochodziły zdjęcia nocne, a tych także
sobie nie żałowałem, z migawką otwartą przez 30 sekund, bateria
siadała dużo szybciej i trzeba było zakładać drugą baterię.
W
Woli Michowej, w Kołybie miałem w tym roku przystań
z której wyruszałem na wycieczki piesze i rowerowe, już bez
plecakowego obciążenia. Wyjeżdżałem także dalej: na Łemkowską
Watrę do Żdyni, do Ciężkowic, w odwiedziny do
Jana Gabriela, do Białegostoku na wesele przyjaciela.
Były także wrześniowe odwiedziny Wyspy Sobieszewskiej.
Opis
tegorocznych wędrówek dedykuję mojemu przyjacielowi, Mirkowi z
Gdańska.
Mirek
tkwi na wózku inwalidzkim już ponad dwadzieścia lat. SM.
Kiedyś,
gdy był jeszcze zdrowy przeszedł połoniny bieszczadzkie. To
odległa przeszłość.
Gdzieś
na popasie, na szlaku, jakaś pani słysząc skąd idę i jakie mam
plany, powiedziała: - ależ pan dużo chodzi! I po co tak?
Odpowiedziałem:
- bo ja, proszę pani, chodzę za dwóch. Za siebie i za mego
przyjaciela z Gdańska, który chodzić już nie może!
Mirku!
Ruszamy wspólnie w tegoroczną podróż.
Obiecuję
obfitość zdjęć i stosowny opis do niektórych, bo większość
zdjęć opisuje się sama.
Dziś
będą dwa posty: bieszczadzkie maślaki i błyskawice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz