sobota, 17 października 2015

Pierwszy biwak

Kończą się odwiedziny u Darka.
Manele na plecy i w drogę.
Pachnie las, ściółka zwłaszcza, las paruje wilgocią bo wczoraj padało. Para orłów krąży nad doliną, od czasu do czasu słychać ich krzyk, ptaki śpiewają, dzięcioły tłuką, potok szumi. Drzewa rzucają długie cienie, niebawem zajdzie słońce. Jest dobrze.
Idę swoim tempem, czyli wolno, bo mam czas. I jestem zadowolony, żeby nie było niedomówień.

Zbliżam się do łąk ponad Rabem. Mijam zniszczony cmentarz, następuje mała wspinaczka na górę po rozjeżdżonej drodze. Pomyślałem sobie. że to leśni tak ją rozjeździli i skręciłem w kierunku „swojego” miejsca.
I już jest zupełnie jak w domu. Trochę dziwna tylko ta absolutna cisza. Żadnych ptaków tu nie słychać, ale nie czas się nad tym zastanawiać, zapada wieczór – trzeba dom postawić.
  

I już dom stoi. Ładny ci on jest! I kosztował jedyne 89 zł! Nie trzeba było się zadłużać we frankach ....
  


Płonie ognisko, ugotuję coś niezwykle smacznego.

Zapada noc. Jest ….. niewyobrażalnie uroczo oraz wzruszająco przecudnie! Kto choć raz zasmakował podobnego oderwania od cywilizacji, od ludzi, wie o czym piszę.
    



Syty po posiłku siedzę w uroczystej kontemplacji i chłonę to, co wokół.
Wrażenia z pierwszego biwaku są mocne. Niby są podobne do wcześniejszych, a jednak zawsze inne, niepowtarzalne. Miło jest, przytulnie, oraz niezwykle sympatycznie!

Żeby uczcić tę Chwilę, wypijam za swoje zdrowie kilka łyków wody święconej arsenowej.
Zgiełk szalonego świata pozostał gdzieś daleko i na dole, czuję się jakbym przybył....... gdzieś do krainy baśni.
      



Noc otula samotnego wędrowca.

Ognisko wypaliło się, widać tylko resztkę żaru, a przede mną księżyc w pełni.
Siedzę długo w noc z zadartą głową, próbując lokalizować Wielką Niedźwiedzicę i Gwiazdę Polarną w dobrze znanej odległości od Wielkiego Wozu, aż mnie szyja rozbolała. Słabo to idzie, bo jest za widno. Za dużo księżycowego światła. Na zdjęcia gwiezdnego nieba trzeba będzie poczekać do nowiu.

Spać się nie chce, bowiem jestem podekscytowany scenerią, oraz wyspałem się w autobusie.
Nie da się opisać tego co wokół, nie da się. Słowa są ułomne. Napływają delikatne fale zapachów. Pracuje węch, wzrok, dotyk. Słuch się wysila żeby cokolwiek zarejestrować, a tu nic!
Gdzieś hen, daleko została znikomość i szaleństwo spraw ludzkich..... Na wiele kilometrów wokół nikogo, tylko żar po ognisku. Okolica kąpie się w bajkowym świetle księżyca.
Nadciąga i wzbiera silna fala zachwytu. Poczułem wdzięczność do ….. No właśnie, do kogo?
Do siebie, że mi się chciało tu przywędrować. Do Ducha Góry 686, za obdarowanie wzniosłymi chwilami, do Sił Wyższych, za prowadzenie.
Ach! - i nastąpiło wysłanie uczuć dziękczynnych na adres Anioła (Anielskiego)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz