Wstaję
razem ze świtem, piję tylko wodę arsenową, nie chce mi się jeść.
Następuje zamykanie biwaku. Zamykanie sprawne, choć
niespieszne.
Właściwie
jest to Ceremonia. Jest to Celebrowanie zwijania biwaku. Przecież mam
czas....
Oto
wierny towarzysz: .- chlebak z lat siedemdziesiątych. Puściły
rzemienie, dlatego ma wspomaganie sznurkami.
Teraz
spakować dom. Prawie nie było rosy w nocy, namiot jest suchy, można
składać.
Jeszcze
stół stoi. Za chwilę schowam blat kamienny. Wrócę po niego
kiedyś, i go zabiorę? Tylko dokąd?
Teraz
ubranie na siebie, zwijam biwak tylko w majtkach, bo jest wręcz gorąco
pomimo wczesnej pory.
Gotowe. Zarzucam plecak wyćwiczonym, sławnym ruchem.
Do
zobaczenia, Góro 686! Trzymaj się.
Schodzę
w dolinę. Jeszcze jedno ostatnie spojrzenie na łąki ponad Rabe i
ruszam w stronę Żebraka.
PS.
- Kolejne wpisy ukazywały się szybko, ponieważ chciałem przed podróżą opisać ten długi pierwszy dzień na poranionej,
sprzedanej górze 686.
Nie
odpowiedziałem na wszystkie maile, za co przepraszam. Zrobię to po
przyjeździe. Kolejne posty ukażą się 26 października. Wtedy
także napiszę o giełdzie.
Do
zobaczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz