środa, 14 października 2015

Błyskawice

One są tak niezwykle widowiskowe, potężne, fascynujące, niepowtarzalne. 
     Poza ogromnym ładunkiem elektryczności, niosą w sobie również tajemniczą moc. Są nieprzewidywalne, mogą walnąć właściwie wszędzie. Owszem, biją głównie po ciekach podziemnych, ale zdarzają się wyjątki. A wyjątek..... nie, on nie potwierdza reguły! Nie tak jest. Wyjątek regułę kompromituje. I ja tego nie wymyśliłem niestety, ale tak jest.
Było mi dane, w tym roku, zawitać do Ciężkowic jeszcze w czasie trwania 33 Łemkowskiej Watry. Dzień pierwszy Watry, od samego początku mam zarejestrowany. Od samego początku do samego końca. Czyli do północy. Potem nastąpiła ewakuacja i dzień pierwszy się skończył. Będzie o tym osobny wpis i to niejeden. Działo się bowiem, oj działo, w tym pierwszym dniu!
      Wracam do wątku błyskawic.
W sobotę Anioł zesłał Jana Gabriela, i z Janem przyjechałem do Domu na Górze w Ciężkowicach.....
Jest parno, chmurzy się, a ja mam przecież aktualną, przedwakacyjną umowę z Siłami Wyższymi w sprawie burzy z błyskawicami.
    

Od dziecka lubię obserwować burze. A po burzy biegać boso po kałużach. Dziś biegania po kałużach nie będzie, jest już późny wieczór, a burza zbliża się powoli. Stoję z aparatem na stanowisku.
Horyzont rozświetla się co chwila dalekimi rozbłyskami, nie słychać jeszcze grzmotów. Czekam cierpliwie na widowisko. Anioł nie zawiedzie nigdy. Czasami zrobi ci tylko psikusa, ale to wyjdzie dla twojego dobra.
 
Wreszcie nie ma wątpliwości, że jadą z wodą, bo już słychać dalekie pomruki grzmotów. Niebo rozświetlone błyskami, wygląda..... jakby szedł nalot dywanowy. Niestety: skojarzenia się odzywają. Umysł się włącza. Naoglądałem się bowiem filmów kręconych przez angielskie samoloty bombardujące niemieckie Drezno. Filmy miały także dźwięk. Prosty, głęboki dźwięk, który czuło się przeponą: - bum, bum. I te apokaliptyczne serie błysków. Ogromne bomby burzące, cztery tysiące funtów – cookie, szły w dół. Za nimi posypały się ołówki z fosforem. A na dole..... Na dole dopiero się zaczynało. Jeszcze nie rozszalała się burza ogniowa. To było wstrząsająco – hipnotyzujące..... a jednocześnie jakoś tak niewyobrażalnie piękne.
     Ktoś się może oburzyć, ale oglądałem tę Apokalipsę urzeczony wojennym widowiskiem. Ale o tym już był post.
I opisuję to również dlatego, żeby pokazać sztuczkę umysłu: umysł nie potrafi długo trwać w teraźniejszości, dlatego ciągle żegluje pomiędzy przeszłością i przyszłością. W takich chwilach umyka nam moment Tu i Teraz.
      
    

 Więc stoję przy drodze biegnącej obok domu, jest już całkiem ciemno, aparat ustawiony na słupku ogrodzenia, jestem przygotowany zarówno do zdjęć, jak i do ucieczki. Nie pada jeszcze. Jest wręcz gorąco. Tylko wiatr silny, ale to jedynie osobne podmuchy, pomiędzy tymi podmuchami bezruch. Czuję się uhonorowanym widzem w tym boskim teatrze, oto wolno podnosi się kurtyna i oglądam jakieś niesamowite przedstawienie, a widok mam wymarzony, jakbym siedział w loży, bo patrzę z samego szczytu góry! Idzie błysk za błyskiem, na razie jeszcze daleko, tylko rozświetlenia, jeszcze nie widać poszczególnych błyskawic. Pomruki powoli zamieniają się w grzmoty.

Wreszcie pokazują się od strony Bogoniowic pierwsze, dalekie błyskawice. I jest sfotografowana pierwsza błyskawica! Oto ona i jej powiększenie.
         


Elektryczność wibruje w powietrzu, szkoda że nie ma w tym momencie obok mnie bieguna żeńskiego, czy kogokolwiek, abyśmy mogli razem w zachwycie wołać: Jak pięknie, jak cudnie! Jeszcze raz! Lub wołać cokolwiek i podskakiwać jak dzieci!
Pioruny uderzają coraz bliżej. 
Jest piekielnie bosko! Podoba mi się ten spektakl! Dwa kolejne uderzenia, i dwa poziome pioruny, od lewa do prawa, wypadają akurat wtedy, gdy kończy się w aparacie jeden cykl 30 sekund otwarcia migawki, a jeszcze nie wcisnąłem ponownie. Ale co tam! Oduczyłem się chciwości. Wystarczy jedno zdjęcie, które mnie cieszy!

A tu błysk, łupnięcie jak z działa i mam sfotografowaną następną błyskawicę!! Wowww!
   



Spadają w końcu pierwsze krople deszczu, krople duże, ciepłe. Emocje cichną, deszcz wymusza ucieczkę, straciłem w tym widowisku rachubę czasu, jest 23.00.
Dom na Górze usypia, wślizguję się do śpiwora. Aniele....dziękuję! Ale powtórzysz to jeszcze? I Anioł przyjął prośbę!

                     Kołyba, Wola Michowa.
Jest burza. I ja jestem gotowy.
Najpierw następuje ciuciubabka. Błysk od południa. Biegnę do południowego okna. Ustawiam aparat, wciśnięta migawka na 30 sekund, a tu jak nie pieprznie od zachodu. Zmieniam miejsce, biegnę do zachodniego okna. Ustawiam aparat, tu ustawianie polega na trzymaniu go przy szybie. Szyba zastępuje statyw. Wciskam pstryczek. A tu jak nie pieprznie i błyśnie od południa!
       No nie! Wesoło jest bardzo! Śmiejąc się zmieniam stanowisko na południowe, i wtedy następuje powtórka z rozrywki.
Burza jest dokładnie nad Kołybą. Z nieba leci ściana wody i huczy po dachu, grzmoty następują teraz niemal jednocześnie z błyskiem. Są bardzo bliskie, pioruny uderzają może o sto, dwieście metrów od chałupy, i walą tak potężnie, że chałupa drży, jakby chciała spaść z fundamentów, a ja podskakuję. Burza przesuwa się wyraźnie na zachód,wszystkie błyski są teraz od zachodu, lecz zerwał się akurat wiatr z tego kierunku i spycha rzęsiste strugi wody na szybę. Szyba stała się nieprzejrzysta. Czekam kilka minut, aż poprawią się warunki do fotografowania. Kanonada nie ustaje, ściany domu wibrują. W końcu zmienił się kierunek wiatru, mogłem nawet otworzyć okno i zacząć wreszcie fotografować.
Burza szybko odchodziła w stronę Smolnika. Jest zdjęcie! Pozioma przepiękna błyskawica! Na zegarze druga w nocy, żeby nie było niedomówień. To piorun daje tak nieziemskie światło.
      


Jedno zdjęcie wyszło szczególnie cudne! Kolorowe, z grubą, pionową, ostrą błyskawicą. Ale.... ono gdzieś się zapodziało. A tak się cieszyłem nim, pokazywałem wielu osobom, i teraz nie mogę go znaleźć. Diabeł przykrył ogonem chyba. Lecz nic to. Są inne zdjęcia piorunów.



 




Zadziałała zasada zmienności: w Ciężkowicach nie udało mi się sfotografować pioruna poziomego, dostałem go za to w Bieszczadach, plus kilka innych.
W każdym razie Aniołowi bardzo dziękuję i proszę o jeszcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz