Trawa
pocięta na makaron po kilku dniach wyschła i zmieniła kolor, już
można działać. Mam także czas, dużo czasu, dlatego przy pracy
mogę również myśleć. Bo gdybym czasu nie miał, tobym tylko
pracował.
A
czas jest słuszny, bo poobiedni, zasiadam więc wygodnie i ...... coś mnie uwiera w
pupę, coś leży pod śpiworem na którym usiadłem. Sięgam - to
szyszka. Wypadła z torby pełnej szyszek, bo torbę trzymam w
namiocie, aby mieć zawsze suchą rozpałkę.
I
na hasło „uwiera - dokucza” przypomina mi się
momentalnie anegdota:
Przychodzi
baba do lekarza.
- Panie doktorze, wyrostek mi dokucza.
-
A w mordę gówniarza, to się zaraz odczepi.
Motyle
siadające na rękach i nogach to zwykła sprawa. Dzieło stopniowo
nabiera kształtów. Gotowe! Teraz trzeba korę umocować na
zbielałym kiju wyciągniętym z potoku.
I tak powstał kolejny mebel - moje gospodarstwo rozwija się. Robię
historyczne fotografie. Kolor serwetki na stole wskazuje, że wokół jest
lipiec, a kora bukowa ma niepowtarzalnie ciekawe odcienie.
W
końcu napis ustawiam na wybranym dla niego miejscu: w drzwiach
kuchni – tu mam go na oku. Jest bardzo miło oraz niezwykle
przyjemnie. Patrzę na to dzieło z miłością i czuję się jak
…... w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz