Księżyc
skrył się za chmurę, niebo od razu staje się ciemniejsze.
Robię
ostatnie zdjęcie z kamiennej podpórki i wsuwam się do pingwina.
Nie dość, że on jest cieplusi, to do tego szalenie miły w dotyku.
Gdyby tak jeszcze syrena była obok......
Jest
dobrze po północy. Leżę i patrzę na niebo..... I jak tu spać?
Sięgam ponownie po aparat, kładę go obok siebie i oto co widać
ponad moją głową. I mnie się udało sfotografować Mleczną
Drogę.
Teraz
widzę różnicę pomiędzy pogodną nocą z księżycem, a nocą
niemal bez księżycowego światła. Niebo powinno być rozjaśnione
samym blaskiem gwiazd.
Jest
grubo przed wschodem słońca, gdy budzę się i rozglądam, bo
przyśniła mi się syrena. Nie ma syreny, to tylko sen, a mógłbym
przysiąc, że ona mnie dotknęła. A może to Anioł?
W
każdym razie nie ma mowy o spaniu. Jest tak niesamowite światło i
sceneria że Woww!
Chłodno.
Obudził
się także lekki wiaterek, twarz muskają jego rześkie podmuchy.
Jest cudnie! Nie ma prawdziwszego Nabożeństwa niż działania
Natury. Od razu jestem podekscytowany! Fantazja! Na niebie przesuwa
się groźna potęga! Płynie armada granatowych chmur, a przez
mgnienie był to nawet błękit paryski! Przepadam za tym
kolorem.
Brzask.
To są góry, lipiec, a więc jest bardzo wcześnie: Mam zapisany
czas ukraiński pierwszego zdjęcia 2:33, a więc synchroniczność, bo w Polsce
jest 3:33.
Przed
południem miną 24 godziny obecnej wizyty na Krzemieniu,
przyjechałem tu z biwaku pod Chryszczatą, tam został
namiot. Czyli jest to wycieczka w wycieczce, samotnia w samotni, i
zaprawdę powiadam wam, odczuwam wzniosłe uczucie pełni boskości,
jakbym chwycił 100% cukru w cukrze.
Taki
jest to skutek działania ciszy w ciszy – uczestniczenie w
Nabożeństwie Natury z odbiorem efektu Rozciągniętego
Czasu.
Piszę
o Świątyni Natury, i dochodzę do wniosku, że świat jest niezwykle uroczy i
pociągający, dawno nie wyjeżdżałem, a to błąd, trzeba go
naprawić. Od 17 marca zapanuje więc cisza na blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz