Zwracam
uwagę na możliwie wiele szczegółów potoku życia, w którym się
unoszę. Te zdarzenia filtruję przez serce i okazuje się, że coś
niby mało istotnego robi się bardzo ważne.
Odczuwam
wyraźnie, że podobne przyciąga podobne. Często spotykam ludzi
pełnych energii i pasji.
Dostałem
wczoraj prezent w postaci kilku rodzajów skarpet.
Skarpety
są ważną rzeczą dla podróżnika. Zwłaszcza gdy przemieszczanie
odbywa się na własnych nogach.
Ten
prezent odbieram jako sygnał, że czas na wpis o skarpetkach, który
dawno napisany, czekał na swoją kolejkę.
Otóż
wpis dotyczy historycznych już skarpetek znalezionych na Przełęczy
Goprowców. Były
czyste i pachnące mocno. Damskie znaczy były. Jakiejś dziewczynie wypadły na postoju. Polubiłem te skarpetki od razu! Gdy w czasie
wędrówek spojrzałem na swoje nogi, dobry humor zamieniał mi się
w jeszcze lepszy. Tyle radości z pary skarpetek?
No
tak, bo okazało się, że to nie są zwykłe skarpetki, to są
czarodziejskie skarpetki z duszą! Przeczuwałem, że zdarzyła się
rzecz niezwykła, lecz nie spodziewałem się, że będzie aż tak
wesoło.
Gdy
wróciłem z eskapady na Halicz i Rozsypaniec do domu, czyli namiotu
pod Chryszczatą, zaczęło lać na całego. Jako że wysiadłem z
autobusu w Baligrodzie, jedzenia miałem na kolejny tydzień. Nie
nudziło mi się: przeglądałem zdjęcia, zapisywałem w zeszycie
refleksje, kilka części ubioru prało się samo na deszczu leżąc
na namiocie, aniołki dostarczały wodę z nieba. Była taka noc, po
której pusty garnek i miska napełniły się wodą po brzegi!
I
wtedy przypomniałem sobie o znalezionych skarpetkach.
Założyłem
je i ogarnęła mnie taka dziwna, niepospolita radość!
Pamiętam,
że podniosłem nogę do góry, robiłem zdjęcie nogi i śmiałem
się, śmiałem, aż mnie przepona rozbolała.
Skarpety
w czasie wędrówek przecierają się błyskawicznie. Wiedząc o tym,
przywiozłem ich kilkanaście par i stosowałem stary pomysł
racjonalizatorski: gdy robiła się dziura na pięcie, odwracałem
skarpetę dziurą do góry. W tak noszonej skarpecie robiła się
następnie dziura z drugiej strony. Gdy strona od palców jeszcze się
trzymała, ustawiałem skarpetę tymi dziurami na boki stopy i
dopiero po wyniknięciu dziury z czwartej strony skarpetę
wyrzucałem. Często wyrzucałem tylko jedną, bo one zużywały się
nierównomiernie. Z tego powodu po pewnym czasie nie miałem skarpet
do pary. Ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie?
Wstępowałem
od czasu do czasu do Darka Karalucha. Na ładowanie baterii, żeby
pogadać, żeby zrobić zdjęcie zającowi, który razem z matką
mieszkał obok. I Darek słysząc moje opowiadania, pokuśtykał do
szafy i podał mi skarpetki.
Gest
serca! Facet który nic nie ma, bez wahania, dzieli się tym prawie
niczym. Niby jest powiedzenie: - dają? - bierz!
Odezwały
się skrupuły. Darek je rozwiał mówiąc: - „przecież wiesz,
że ja już właściwie nie chodzę”. Oto prezent od Darka. Mam
te skarpetki dalej nierozpakowane.
W
Bieszczadach i nie tylko tam, skarpetki w groszki nosiłem często.
Jak na razie przetrzymały dzielnie 2014 rok.
Gdy
wydarzyło się dwudziestolecie Kołyby, zrobiłem poniższe zdjęcie.
Na nim widać Henryka Bieszczadnika i Staszka.
Pomyślałem
sobie, że i mnie przydał by się jakiś fajny kapelusz. Pomyślałem
i zapomniałem. Czyli poszła Intencja. Zaniedługo Anioł
zrealizował Intencję. Znalazłem kapelusik. Dziecinny podobno. A on jest według mnie czarodziejsko-anielski, bo znaleziony na drodze w głuszy, oraz jest w
groszki, czyli stanowi komplet ze skarpetkami.
Można
także nosić go wywróconego na lewą stronę.
Hehehe :)
OdpowiedzUsuńHalo, tu Biedronka - kocham Cię Muchomorze! - koniec i kropka:)
OdpowiedzUsuń