Odzyskać
swoje życie....
Nie
dopisałem we wczorajszym poście nazwiska Osho. To na jego słowach
w dużej części oparłem wpis. Lubię czytać Osho, wiele jego
przemyśleń trafia mi do serca.
Nie
wszystkie jednak, przecież wtedy bym zniknął i zamienił się w
Osho, a każdy idzie przecież swoją własną drogą.
Opisuję
jak się czułem w Bieszczadach. To jest spisywane słowo w słowo z
zeszytu, który nosiłem ze sobą. Byłem tam w zachwycie. Niemalże
piałem chwilami z tej radości niewysłowionej.
Mam
za to przepraszać?
Nie
zrażają mnie złośliwe komentarze, nie ma dla nich miejsca na
blogu. Frustratów nigdy nie brakowało w naszym chorym świecie.
Wpisuję
zdjęcia, które pracowicie czyszczę z paprochów, aparat był
bowiem mocno zanieczyszczony. Tyle ze mną przeszedł w warunkach
ekstremalnych. Chroniłem go jak mogłem. Dopiero w listopadzie
doczekał się czyszczenia.
Odzyskać
swoje życie.
To jest bardzo cenne. Nawet powiedział bym, że
najcenniejsze.
Zdarzyło
się kiedyś, dokładnie to nie wiem kiedy, że zgubiłem swoje
życie. Być może za wcześnie zawarłem pakt z ciałem. Bo ciało
czegoś chciało.
A
wtedy ja i ciało to także była jedność. Poszedłem za potrzebą
ciała. Zwłaszcza jednej jego części.
Tak
się zdarza przecież? I to niezwykle często, właściwie zawsze
zdarza się u większości facetów, że myślą w młodości
najpierw fiutkiem, potem głową i fiutkiem, a potem, gdy niektóre
rzeczy już zaczynają być mniej ważne, zmienia się hierarchia
wartości, wtedy......
No
właśnie.Co wtedy?
Wtedy
można się ocknąć i poczuć się jak ptak w klatce.
A to
nieciekawe uczucie. A było tak bezpiecznie i komfortowo niemal w tych
codziennych obowiązkach, bieganiach, gdy się o tym nie myślało!
Zawsze
jest czas, żeby się obudzić. Znaczy: - nigdy nie jest za późno.
No
dobrze: obudzić się i co dalej? Czy zawsze trzeba się rozwodzić?
Broń Boże!
Można przecież naprawić małżeństwo i żyć długo
i szczęśliwie obok kochanej osoby.
Tu
aż się prosi urywek ze Stachury:
-
Dwa labirynty to może być podwójny obłęd, podwójna wzajemna
zagłada, jak to widać, ach, nagminnie, powiatowo i stołecznie w
straszliwych, przerażających zwanych małżeństwach dwojga ludzi,
którzy miłość swoją dawno zamordowali, przyjaźń doszczętnie
podeptali, łopocące kiedyś pięknie na wietrze, na byle powiewie:
bandery, proporce, chorągwie, flagi – sponiewierali, szmaty to
teraz, ścierki, to po co, czemu, dlaczego oni są dalej razem, we
dwoje, czemu trzymają się czterema rękami tego kamienia na dnie
rzeki, co płynie górą, ponad nimi, a jeszcze wyżej – powietrze,
w którym się można, dopóki ono jest, doszczętnie
niewypowiedzianie cudownie zapowietrzyć, a u nich, na dole, mulizna
i tlenu coraz większy niedostatek, przyducha jak pod zimową
gruboskórną krą.
Więc
czemu tak?
Bo
tak poplątały się, pogmatwały, pokołtuniły się ich labirynty,
że nie z tego wyjścia, nie ma, albo może jest, może jest furtka,
lufcik, przerębla, szczelina w grubej warstwie lodu, ale oni słabi
są, okrutnie zmęczeni, nerwy stargali, siły potracili w domowej
wojnie dziesięcio-, dwudziesto-, trzydziestoletniej, w rozlicznych
potyczkach, w codziennych wyprawach podjazdowych, porannych,
wieczornych i nocnych.
Zmęczeni
są, skwaszeni, zgorzkniali, struci, słabi są, więc zasłaniają
się czym się da, więc latami się zasłaniają, wiekiem lat, więc
dziećmi się zasłaniają, które spłodzili, chowają się za
szczupłymi dziecęcymi plecami; żeby nie dzieci, to dawno bym
rzucił to wszystko w diabły i poszedł sobie, ale dzieci, dziecko
musi mieć ojca; żeby nie dzieci, to dawno bym to wszystko rzuciła
w diabły, ale dzieci, dziecko musi mieć matkę.
Niekoniecznie
musi, pozwolę sobie zauważyć. Nieprawda milordzie? Prawda
milordzie!
Dwa
labirynty, to może być (jak często tak jest!) podwójna wzajemna
zagłada, ale dwa labirynty to może też być (jak rzadko tak jest)
– coś fantastycznego. Oboje mieszkańcy – wzajemną dla siebie
nitką Ariadny. Bez której, co namacalne - to ślepa ściana, co
krok, to szloch. I rozpacz. To na pewno zależy w wielkiej mierze (i
w wielkiej wierze) od obojga labiryntczyków, żeby ich labirynty
przepięknie ze sobą się splotły w jeden, też labirynt, ale
miłosny, ale wspólny, ale bliźni.
A
z bliźnim się można zabliźnić, jak mówi jedna piosenka.
I
kiedy się widzi coś takiego, to potęga.
(…...)
Potrzebowałem
czyli pieniędzy na zimę, która, jak już mówiłem, czaiła się,
i potrzebowałem też trochę grosza na jakiś prezent, który
chciałem dać jednemu małżeństwu za okazaną mi pomoc w pewnej
sprawie i za to jeszcze bardziej, że się kochali pięknie i
przyjaźnili ze sobą, co się bardzo rzadko widuje i coraz rzadziej
w tych gigantycznych czasach. Tylko widzi się wszędzie rozkładówkę,
walące się gmachy. Życie na ostrzu. Trupa litosnego, który kiedyś
cały był żywą pochodnią, a oczy mieniły mu się jak perły i
głos mu się mienił jak perły, i oddech mu się mienił jak perły,
a teraz trup litosny. Nędza i żałość.
Więc
chciałem ja temu małżeństwu ofiarować jakiś prezent za to, co
już powiedziałem, że się kochali pięknie i długo, bo nie byli
już bardzo młodzi. Nie byli już bardzo młodzi.
Ale
oczy im się ciągle mieniły jak perły. I patrzeć na nich, nie
znając ich, to się myślało, że chyba niedawno musieli się
poznać, tak sobie usługiwali z radością i nie przerywali sobie w
mówieniu, tylko jak jedno mówiło, to drugie słuchało. Więc
patrzeć na nich to bardzo podnosiło na duchu, tak jak się widzi
nieraz jakiś czyn szlachetny, mały, najmniejszy, nawet zwykła
grzeczność tak zwana, i lepiej się wtedy trochę robi, że jednak
nie jest tak źle, że może jednak nie zagryzą się w końcu
wszyscy nawzajem, że może jednak nie zostanie z tego wszystkiego
kamień na kamieniu.
Stachura
Edward
Każdy
idzie swoją drogą. Bowiem idzie.
Mogę
powiedzieć co mnie pomogło.
Pomógł
mi tekst o kreowaniu rzeczywistości za pomocą myśli przeczytany w
książce Rozmowy z Bogiem (Donald
Walsch).
Wiedziałem
o mocy myśli od dnia wypadku z 1995 roku.
Korzystałem
z tej wiedzy, aby między innymi nie płacić mandatów za łamanie
przepisów drogowych. Pisałem o tym.
Chcę
być szczery. Ostatni mandat, z Torunia z 2011 roku, jednak
zapłaciłem, bo rozpadał się mój ówczesny świat i zupełnie
zapomniałem o wezwaniu na pomoc Anioła.
Teraz
urywek z książki wspomnianej wyżej.
Jeśli
ten urywek kogoś zainteresuje, polecam przeczytanie całości.
Przeczytałem
trzy tomy. A dwa pierwsze kilkakrotnie.
Uważam,
że to są niezwykle ważne książki.
Pamiętaj,
że myśl ma twórczą moc. Jeśli uważasz, że pieniądze są złe,
ale myślisz o sobie dobrze... cóż, powstaje w tobie konflikt.
W
tobie, Mój synu, ta powszechna świadomość przejawia się ze
szczególna siła. Przeważnie konflikt ten nie jest tak ogromny jak
u ciebie. Większość ludzi nie znosi pracy, która zarabia na
utrzymanie, dlatego nie przeszkadzają im wysokie zarobki. To uczciwy
interes - “zło" za “zło". Ale ty uwielbiasz to, co
robisz w życiu, kochasz zajęcia, którymi je wypełniasz.
W
związku z tym, otrzymywanie sowitego wynagrodzenia za to, co robisz,
byłoby dla ciebie przyjmowaniem “zła" za “dobro", i
dlatego niedopuszczalne. Wolałbyś przymierać głodem niż wziąć
“brudna forsę" za czysta służbę ...jak gdyby służba
traciła swa czystość z chwila przyjęcia za nią zapłaty.
W
tym zawiera się twój
ambiwalentny stosunek do pieniędzy. Jedna twoja połowa je odrzuca,
a druga ubolewa nad ich brakiem. W
tej sytuacji wszechświat nie
wie, jak odpowiedzieć, ponieważ otrzymał od ciebie dwie sprzeczne
myśli. Więc pod względem finansowym twoje życie przypomina
huśtawkę, co odzwierciedla twoje rozchwianie w stosunku do
pieniędzy.
Brak
ci ostrości widzenia; nie wiesz, co jest prawda w odniesieniu do
ciebie. A wszechświat to tylko wielka maszyna kserograficzna. Po
prostu wytwarza w ogromnych ilościach kopie twoich myśli.
Jest
tylko jeden sposób, aby to zmienić. Musisz zmienić myślenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz