wtorek, 6 stycznia 2015

Letarg

         Odzyskać swoje życie....
Nie dopisałem we wczorajszym poście nazwiska Osho. To na jego słowach w dużej części oparłem wpis. Lubię czytać Osho, wiele jego przemyśleń trafia mi do serca.
Nie wszystkie jednak, przecież wtedy bym zniknął i zamienił się w Osho, a każdy idzie przecież swoją własną drogą.
        Opisuję jak się czułem w Bieszczadach. To jest spisywane słowo w słowo z zeszytu, który nosiłem ze sobą. Byłem tam w zachwycie. Niemalże piałem chwilami z tej radości niewysłowionej.
Mam za to przepraszać?
      Nie zrażają mnie złośliwe komentarze, nie ma dla nich miejsca na blogu. Frustratów nigdy nie brakowało w naszym chorym świecie.
Wpisuję zdjęcia, które pracowicie czyszczę z paprochów, aparat był bowiem mocno zanieczyszczony. Tyle ze mną przeszedł w warunkach ekstremalnych. Chroniłem go jak mogłem. Dopiero w listopadzie doczekał się czyszczenia.
      Odzyskać swoje życie. 
To jest bardzo cenne. Nawet powiedział bym, że najcenniejsze.
Zdarzyło się kiedyś, dokładnie to nie wiem kiedy, że zgubiłem swoje życie. Być może za wcześnie zawarłem pakt z ciałem. Bo ciało czegoś chciało.
A wtedy ja i ciało to także była jedność. Poszedłem za potrzebą ciała. Zwłaszcza jednej jego części.
      Tak się zdarza przecież? I to niezwykle często, właściwie zawsze zdarza się u większości facetów, że myślą w młodości najpierw fiutkiem, potem głową i fiutkiem, a potem, gdy niektóre rzeczy już zaczynają być mniej ważne, zmienia się hierarchia wartości, wtedy......
No właśnie.Co wtedy?
Wtedy można się ocknąć i poczuć się jak ptak w klatce.
A to nieciekawe uczucie. A było tak bezpiecznie i komfortowo niemal  w tych codziennych obowiązkach, bieganiach, gdy się o tym nie myślało!
Zawsze jest czas, żeby się obudzić. Znaczy: - nigdy nie jest za późno.
No dobrze: obudzić się i co dalej? Czy zawsze trzeba się rozwodzić? Broń Boże! 
          Można przecież naprawić małżeństwo i żyć długo i szczęśliwie obok kochanej osoby.
Tu aż się prosi urywek ze Stachury:

- Dwa labirynty to może być podwójny obłęd, podwójna wzajemna zagłada, jak to widać, ach, nagminnie, powiatowo i stołecznie w straszliwych, przerażających zwanych małżeństwach dwojga ludzi, którzy miłość swoją dawno zamordowali, przyjaźń doszczętnie podeptali, łopocące kiedyś pięknie na wietrze, na byle powiewie: bandery, proporce, chorągwie, flagi – sponiewierali, szmaty to teraz, ścierki, to po co, czemu, dlaczego oni są dalej razem, we dwoje, czemu trzymają się czterema rękami tego kamienia na dnie rzeki, co płynie górą, ponad nimi, a jeszcze wyżej – powietrze, w którym się można, dopóki ono jest, doszczętnie niewypowiedzianie cudownie zapowietrzyć, a u nich, na dole, mulizna i tlenu coraz większy niedostatek, przyducha jak pod zimową gruboskórną krą.
Więc czemu tak?
      Bo tak poplątały się, pogmatwały, pokołtuniły się ich labirynty, że nie z tego wyjścia, nie ma, albo może jest, może jest furtka, lufcik, przerębla, szczelina w grubej warstwie lodu, ale oni słabi są, okrutnie zmęczeni, nerwy stargali, siły potracili w domowej wojnie dziesięcio-, dwudziesto-, trzydziestoletniej, w rozlicznych potyczkach, w codziennych wyprawach podjazdowych, porannych, wieczornych i nocnych.
      Zmęczeni są, skwaszeni, zgorzkniali, struci, słabi są, więc zasłaniają się czym się da, więc latami się zasłaniają, wiekiem lat, więc dziećmi się zasłaniają, które spłodzili, chowają się za szczupłymi dziecęcymi plecami; żeby nie dzieci, to dawno bym rzucił to wszystko w diabły i poszedł sobie, ale dzieci, dziecko musi mieć ojca; żeby nie dzieci, to dawno bym to wszystko rzuciła w diabły, ale dzieci, dziecko musi mieć matkę.
     Niekoniecznie musi, pozwolę sobie zauważyć. Nieprawda milordzie? Prawda milordzie!
Dwa labirynty, to może być (jak często tak jest!) podwójna wzajemna zagłada, ale dwa labirynty to może też być (jak rzadko tak jest) – coś fantastycznego. Oboje mieszkańcy – wzajemną dla siebie nitką Ariadny. Bez której, co namacalne - to ślepa ściana, co krok, to szloch. I rozpacz. To na pewno zależy w wielkiej mierze (i w wielkiej wierze) od obojga labiryntczyków, żeby ich labirynty przepięknie ze sobą się splotły w jeden, też labirynt, ale miłosny, ale wspólny, ale bliźni.
A z bliźnim się można zabliźnić, jak mówi jedna piosenka.
I kiedy się widzi coś takiego, to potęga.
(…...)

Potrzebowałem czyli pieniędzy na zimę, która, jak już mówiłem, czaiła się, i potrzebowałem też trochę grosza na jakiś prezent, który chciałem dać jednemu małżeństwu za okazaną mi pomoc w pewnej sprawie i za to jeszcze bardziej, że się kochali pięknie i przyjaźnili ze sobą, co się bardzo rzadko widuje i coraz rzadziej w tych gigantycznych czasach. Tylko widzi się wszędzie rozkładówkę, walące się gmachy. Życie na ostrzu. Trupa litosnego, który kiedyś cały był żywą pochodnią, a oczy mieniły mu się jak perły i głos mu się mienił jak perły, i oddech mu się mienił jak perły, a teraz trup litosny. Nędza i żałość.
       Więc chciałem ja temu małżeństwu ofiarować jakiś prezent za to, co już powiedziałem, że się kochali pięknie i długo, bo nie byli już bardzo młodzi. Nie byli już bardzo młodzi.
Ale oczy im się ciągle mieniły jak perły. I patrzeć na nich, nie znając ich, to się myślało, że chyba niedawno musieli się poznać, tak sobie usługiwali z radością i nie przerywali sobie w mówieniu, tylko jak jedno mówiło, to drugie słuchało. Więc patrzeć na nich to bardzo podnosiło na duchu, tak jak się widzi nieraz jakiś czyn szlachetny, mały, najmniejszy, nawet zwykła grzeczność tak zwana, i lepiej się wtedy trochę robi, że jednak nie jest tak źle, że może jednak nie zagryzą się w końcu wszyscy nawzajem, że może jednak nie zostanie z tego wszystkiego kamień na kamieniu.
                                                                                  Stachura Edward
Każdy idzie swoją drogą. Bowiem idzie.
Mogę powiedzieć co mnie pomogło.
Pomógł mi tekst o kreowaniu rzeczywistości za pomocą myśli przeczytany w książce Rozmowy z Bogiem (Donald Walsch).
        Wiedziałem o mocy myśli od dnia wypadku z 1995 roku.
Korzystałem z tej wiedzy, aby między innymi nie płacić mandatów za łamanie przepisów drogowych. Pisałem o tym.
Chcę być szczery. Ostatni mandat, z Torunia z 2011 roku, jednak zapłaciłem, bo rozpadał się mój ówczesny świat i zupełnie zapomniałem o wezwaniu na pomoc Anioła.
         Teraz urywek z książki wspomnianej wyżej.
Jeśli ten urywek kogoś zainteresuje, polecam przeczytanie całości.
Przeczytałem trzy tomy. A dwa pierwsze kilkakrotnie.
Uważam, że to są niezwykle ważne książki.

Pamiętaj, że myśl ma twórczą moc. Jeśli uważasz, że pieniądze są złe, ale myślisz o sobie dobrze... cóż, powstaje w tobie konflikt.
W tobie, Mój synu, ta powszechna świadomość przejawia się ze szczególna siła. Przeważnie konflikt ten nie jest tak ogromny jak u ciebie. Większość ludzi nie znosi pracy, która zarabia na utrzymanie, dlatego nie przeszkadzają im wysokie zarobki. To uczciwy interes - “zło" za “zło". Ale ty uwielbiasz to, co robisz w życiu, kochasz zajęcia, którymi je wypełniasz.
W związku z tym, otrzymywanie sowitego wynagrodzenia za to, co robisz, byłoby dla ciebie przyjmowaniem “zła" za “dobro", i dlatego niedopuszczalne. Wolałbyś przymierać głodem niż wziąć “brudna forsę" za czysta służbę ...jak gdyby służba traciła swa czystość z chwila przyjęcia za nią zapłaty.
W tym zawiera się twój ambiwalentny stosunek do pieniędzy. Jedna twoja połowa je odrzuca, a druga ubolewa nad ich brakiem. W tej sytuacji wszechświat nie wie, jak odpowiedzieć, ponieważ otrzymał od ciebie dwie sprzeczne myśli. Więc pod względem finansowym twoje życie przypomina huśtawkę, co odzwierciedla twoje rozchwianie w stosunku do pieniędzy.
Brak ci ostrości widzenia; nie wiesz, co jest prawda w odniesieniu do ciebie. A wszechświat to tylko wielka maszyna kserograficzna. Po prostu wytwarza w ogromnych ilościach kopie twoich myśli.
Jest tylko jeden sposób, aby to zmienić. Musisz zmienić myślenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz