piątek, 2 stycznia 2015

Staszek kierowca

Pierwsza podróż w Wysokie Bieszczady. Rok 2014.

To była zwykła podróż, jechałem (bowiem) pierwszym wakacyjnym autobusem Sanok – Wołosate, z przystanku Bystre. Niezwykły był tylko jej początek.
Tak byłem zaaferowany wyjazdem, że
piwa z potoku nie zamawiałem. Na przystanku stanąłem kilkanaście minut przed czasem.
Nadchodzi godzina przyjazdu – autobusu nie ma. To Bieszczady, opóźnienia tu się zdarzają często.
Czekam.
Bo niby jakie mam wyjście, gdy chcę pojechać? Mogę machać, ale wstrzymuję się na razie. Mija godzina. Zgłodniałem. Sięgam po bułkę do plecaka, wyjmuję ją i łapię szybko w zęby, bo zza zakrętu od Baligrodu wyłonił się nie wiadomo kiedy autobus i już hamuje przed przystankiem.
Zapinam plecak i z bułką w zębach pakuję się po stopniach. Autobus pełen, stawiam plecak obok kierowcy, bułka do ręki, pieniądze w drugiej i proszę o bilet do Wołosatego.
Kierowca rusza …... Ostro rusza. Jestem nieco zaskoczony i obserwuję co on robi: Rozmawia przez telefon, czyli jedna ręka zajęta. Mówi do kogoś, że nie mógł uruchomić silnika, że ma duże opóźnienie. To akurat wiem.
Drugą ręką w trakcie rozmowy kierowca wystukuje bilet dla mnie. I zmienia bieg. Kierownica chwilowo puszczona luzem, a autobus jedzie. Coraz szybciej jedzie. Z lusterka zwisa różaniec z krzyżem. Nad lusterkiem naklejona Matka Boska patrzy z góry na całość. Na klaksonie kierownicy nalepka: Boże prowadź!
I zaprawdę powiadam wam, jest to moment, gdy Bóg prowadzi. Ja to widzę, bo jestem blisko kierowcy. Kierowca inkasuje należność, dalej rozmawia, kierownica puszczona luzem, ja ufam, są to sekundy dosłownie, ale w tych sekundach jest Anioł z Bogiem i Matką Boską, oni czuwają, kierownica robi ćwierć obrót, kierowca znowu zmienia bieg, z przeciwka gwałtownie zbliżają się auta, dostaję bilet, kierowca łapie jakby od niechcenia w ostatnim momencie kierownicę, szarpnięcie, nie zderzamy się, autobus jedzie już całkiem szybko, nie ma zderzenia, ani nie wykolejamy się bo Bóg prowadzi i ok. jest! O matko Boska!
To ta nalepka na kierownicy uratowała nas!
Ile potęgi, bo słowo moc jest tu za słabe, ile potęgi jest w słowie pisanym a nie wypowiedzianym.....
Czyli: nalepka to potęga!
Albo: - pisz pan, panie Hiszpan!
W pewnej małej miejscowości podgórskiej żył sobie ksiądz i Staszek – kierowca autobusu.
Ksiądz był już w zaawansowanym wieku, jak na księdza, Staszek był dużo młodszy, ale że popijał tęgo umarł przed księdzem.
Przyszedł czas i na księdza.
Brama raju.
Przed bramą stoi święty Piotr i wita nadchodzące duszyczki.
Podchodzi dusza księdza, pogadała chwilę ze św. Piotrem, otwierają się drzwi raju, św. Piotr mówi do duszy księdza: zapraszam!
Ale co to? Pierwsza dusza, którą widać w raju, to dusza Staszka – kierowcy!
Dusza księdza, oburzona, zwraca się do św. Piotra: - Jak to, ja byłem księdzem, mnie się raj należy, a Staszek to znany pijak! To niesprawiedliwe jest!
Hola, hola, mówi św. Piotr.
Ty byłeś już stary i nie wkładałeś serca w swoje kazania, przeto wierni w czasie twoich kazań spali. A hasło: nie śpij w czasie kazania – znasz?
Staszek natomiast często jechał po pijanemu z fasonem i wtedy wszyscy pasażerowie się modlili. Staszek rozniecał więc w ludziach ogień wiary, czego ty nie robiłeś. Dlatego jemu raj należy się tak samo jak tobie, a nawet bardziej.
Wchodzisz, czy może do piekła wolisz?
Bo dalej jest wolna wola.....

Łąka pod Chryszczatą
   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz