Jak
rodzice wbijają cię w poczucie winy?
Robią
to w procesie nazywanym powszechnie wychowaniem.
Nie
ma znaczenia czy twoi rodzice żyją. Oni są dalej w twojej głowie.
Wyobraź
sobie, że każde z rodziców przywiązało ci do szyi powróz i
każde ciągnie cię w swoją stronę. Tak długo cię ciągną, aż
pod wpływem ich wspólnego ciągnięcia wylądujesz w swojej własnej
kupie gówna – i o to chodzi, bo w ten prosty sposób zobaczysz
wyraźnie swoją własną winę.
Twoi
rodzice wspólnymi siłami zabrali cię tam, gdzie nie chciałeś
być, lecz musisz być.
I oto pada magiczne słowo: musisz.
Musiałeś
wpaść w gówno. Ludzie często mówią: „moi gówniani
rodzice”.
Niesłusznie
zupełnie. Takie doświadczenie z rodzicami, a potem resztą treserów
jest niezbędne, aby się obudzić. Dlatego rodzicom należy się
szacun za to, że tacy właśnie byli. Poza tym …..
Astrologia,
nauka królów, uczy, że dusza sama wybiera miejsce i czas
inkarnacji. Człowiek sam wyszukuje swoich rodziców i dzięki temu
istnieje gwarancja, że w każdym wypadku wyląduje we właściwej
winie. Kiedy spojrzysz na to z tej właśnie perspektywy, stanie się
dla ciebie jasne, że rodzice to twój własny wybór. Oni mieli za
zadanie wsadzać cię dostatecznie długo pupą w twoją winę.
Stworzyli dla ciebie mentalną klatkę. Tej klatki nie ma, ona jest
tylko w twojej wyobraźni. Poruszasz się od wyimaginowanej kraty do
kraty, i ani kroku dalej.
Jak
niedźwiedź, któremu odebrano wolność.
Każdy
żyje w takiej klatce, a twoim zadaniem, twoją lekcją jest to
zrozumieć, pojąć i przypomnieć sobie, że masz wolną wolę.
W
każdym razie rodzice mieli uszykować dla ciebie więzienie,
klatkę. Co też uczynili.
Jak
tego dokonali?
Takimi
przykładowo zdaniami:
-
Taką dobrą kaszkę mamy dla ciebie....
-
Co? Nie chcesz jeść? Bądź grzeczny, jedz.
-
Łyżeczka za mamusię, łyżeczka za tatusia.
-
Inne biedne dzieci nie mają kaszki
-
Jeszcze trochę i jeszcze.
-
Jedz bo dostaniesz klapsa!
-
Zobacz jak naświniłeś!
To
jest właśnie zasługa twoich rodziców, że znaleźli odpowiednie
słowa w odpowiednim czasie i z zapierającą dech precyzją wskazali
ci drogę ku twojej winie. Ten proces trwał lata i uczenie nazywa
się socjalizacją.
Prześledźmy
ten proces jeszcze raz w wierszu.
Kaszka
manna
Andrzej
Waligórski
Niedobrze
się robi ptaszkom, odbija się myszce
Mamcia
karmi dziecko kaszką łyżeczka po łyżce.
Karmi,
nuci coś radośnie: "Jedz, jedz ty łobuzie..."
Kaszka
dziecku w buzi rośnie i wydyma buzię.
Ma
już kaszki pełen brzuszek i płucka, i nereczki,
Kaszka
sączy mu się z uszek i rozpycha majteczki.
Słyszy
dziecię matki piosenkę i myśli figlarnie:
"Jak
cię dorwę, gdy dorosnę, to też cię nakarmię..."
Zaśmiało
się miłe dziecię na myśl o igraszkach.
Mamcia
na to: "A więc przecie smakuje ci kaszka".
Dam
ci jeszcze, żebyś przytył i miał pulchne policzki!"
Dziecko
żuje myśląc przy tym: "Ach, dajcie mi nożyczki!"
Wtem
huknęło coś jak mina - gówniarz zwymiotował.
"Porzygała
się dziecina - zaczniemy od nowa!"
Kot
z rozpaczy skoczył w wannę a pies się wściekł na dworze.
Po
coś stworzył kaszkę mannę, o sympatyczny Boże?!
Niech
do ciebie dotrze, że rodzice zrobili wszystko jak należy, abyś
mógł wylądować w swojej własnej winie.
Czy
spodziewałeś się tego po nich?
Nie
podoba ci się twoja wina, co więc robisz? Zrzucasz ją na rodziców!
Lecz
prędzej czy później będziesz musiał ją wziąć na siebie z
powrotem. Rzecz ma się bowiem tak: - nie tylko ty wyszukałeś
sobie rodziców, ale i oni wyszukali sobie ciebie. Z milionów dusz
pływających w tym oceanie wybrali sobie akurat ciebie. Dlaczego
akurat ciebie? Ano z tych samych powodów: ty z niezachwianą
pewnością pchałeś ich ku ich własnej winie. Im się ta ich wina
akurat tak samo podobała, jak tobie twoja.
Co
więc robią twoi rodzice? To samo, co ty: zrzucają winę na ciebie.
Jesteś
takim niewdzięcznym dzieckiem....
Ale oni też powinni kiedyś wziąć swoją winę z powrotem na siebie.
Jeszcze
jedna ważna rzecz: w obu wypadkach jest to ten sam proces. Kiedy
bierzesz na siebie swoją winę, to rodzicom nie pozostaje nic innego
do zrobienia, tylko wziąć na siebie swoją.
Nie
mów więc: już dawno przebaczyłem moim rodzicom, ale oni nie chcą
popuścić. Gdybyś im faktycznie przebaczył, oni też byliby na
takim samym etapie. Zatem po zarzutach twoich rodziców możesz
rozpoznać, że nie wybaczyłeś im do końca. Być może zrobiłeś
to w swojej głowie, gdyż tak jest szlachetnie, ale nie w sercu.
Przebacz
im, wtedy oni przebaczą tobie. Wszystko jedno, kto zacznie.
Gdy
jednak twoi rodzice już nie żyją, cała praca z odkupieniem winy
pozostaje na twoich barkach. Gdy to zrobisz – zbawiasz ich. Oni
czekają na to z utęsknieniem!
Nie
zrozum tego źle. Nie piszę żebyś to zrobił dla nich. Zrób to
dla siebie.
Nie
próbuj stworzyć lepszego świata dla swoich dzieci, bo stworzysz im
piekło.
Zrób
to dla siebie, a przy okazji, taki efekt uboczny, zbawisz także ich.
A
więc mamy ustalone: Jesteś winny!
Czyli
właśnie zaczynasz poznawać swoją winę. Przeczuwasz skąd
przychodzisz. To jest punkt pierwszy.
W
drugim punkcie zaczniesz szukać węża, który podobno kusił,
zaczniesz szukać odpowiedzi an pytanie: - kim jestem?
A
teraz wracamy do uwarunkowań.
Ci,
którzy mają władzę, posługują się człowiekiem uśpionym.
Robią z ludzi niewolników.
Walka
przeciwko tym uwarunkowaniom nie ma sensu. Po prostu zostaniesz
zniszczony. Mądrzej jest podporządkować się. Dziecko musi tłumić
swoje ja. To wywołuje w nim przerażenie, bo czuje, że robiąc to
nigdy nie odnajdzie sensu życia. Nigdy nie będzie sobą, nie
znajdzie się w zadowoleniu, spełnieniu, szczęściu.
Siły
zewnętrzne jednak są zbyt potężne, a walka z nimi zbyt ryzykowna,
aby pozwolić sobie na bunt.
Każde
dziecko stopniowo zamyka wszystkie drzwi swojej istoty. Przed nikim
się nie ujawnia, zaczyna udawać.
Staje
się aktorem.
Niebezpieczne
jest wszystko, co prowadzi do konfliktu z usankcjonowanymi normami.
Nawet otwarcie przed bliskimi osobami odbierasz jako ryzykowne. Z
tego powodu każdy człowiek się zamyka. Nikt nie jest niczym kwiat,
tańczący na deszczu albo w słońcu.
Wszyscy
żyjemy zamykając swoje kielichy kwiatów. Otwarcie bowiem może nas
zranić.
Aby
nie dać się zranić używamy osłon, tarczy. A najlepszą tarczą
jest hipokryzja. Z tego powodu cała rzeczywistość społeczna
została zafałszowana. Nawet w przyjacielskiej relacji ludzie
utrzymują między sobą dystans. Boją się, że jeżeli pozwolą na
zbytnie zbliżenie, druga osoba może zajrzeć za ich maski.
Zobaczy
twoją prawdziwą twarz.
Z
tego powodu większość ludzi w tym świecie jest nieautentyczna.
Co
więc robić?
Buntować
się! I nie ma tu znaczenia, że nie będziesz za to kochany,
natomiast będziesz potępiany, poniżany.
Jednak
warto się zbuntować, bo bycie sobą jest przecież największym
błogosławieństwem.
Nieposłuszeństwo
stanowi podstawę rzeczywiście religijnego człowieka.
Chodzi o
nieposłuszeństwo wobec wszystkich kapłanów, polityków i
narzucanych norm. Chodzi o takie nieposłuszeństwo, na jakie możesz
sobie pozwolić. Tylko przyjmując taką postawę możesz odrzucić
wszelkie uwarunkowania. Gdy to zrobisz, przestaniesz pytać, na czym
polega sens życia. To pytanie zamieni się samoczynnie w pytanie: -
Jak mam żyć bardziej autentycznie?
Życie jest celem samym w sobie.
A tobie życie przepływa między palcami. Tak ustawili cię twoi
„chrześcijańscy dobroczyńcy”. Oni zastosowali bardzo
prostą strategię: - wmówili ci, że twoje życie jest karą.
Kim są twoi święci?
Są
to ludzie, którzy wyrzekli się życia. Im mniej autentycznie żyli,
tym są uznawani za większych. Wszyscy twoi mędrcy żyją w
atmosferze nocnego koszmaru. A jednocześnie głoszą kazania, w
których nawołują do podążania za nimi. Cały ich wysiłek jest
skierowany na to, aby odciąć cię od życia.
Potępiają
seks, potępiają chęć życia w komforcie, czerpanie zadowolenia z
jedzenia i ubrania. Jest to ucinanie życia. Życie jest ci zabierane
kawałek po kawałku.
Jeżeli
zbadasz historię klasztorów chrześcijańskich, dżinijskich,
buddyjskich czy hinduskich, będziesz zdumiony. Trudno uwierzyć, że
ludzie byli traktowani w tak nieludzki sposób i to w imię religii.
Robiono tam różnego rodzaju głupoty.
Jeżeli
masz mniej sił witalnych, jest to na rękę politykom i kapłanom,
ponieważ mniej się buntujesz, jesteś posłuszny, przestrzegasz
normy i tradycje. Nie stanowisz zagrożenia. Kiedy jesteś w pełni
sił stanowisz zagrożenie dla tych, którzy chcą ciebie
wykorzystać. Walcz z całych sił. Nie bądź niewolnikiem.
Przedstawiciele
establishmentu obawiając się żywotnych osób, wynaleźli subtelną
strategię: dali ci cel w życiu. Masz stać się kimś. A ty już w
tej chwili jesteś taki, jakim chce cię widzieć natura. Nie musisz
stawać się kimś innym.
Pozbieraj
części samego siebie, skoncentruj się na tu i teraz.
Podlegałeś
warunkowaniu przez całe swoje życie, nosisz w sobie wszelkiego
rodzaju fałszywe idee. Musi upłynąć nieco czasu, abyś najpierw
je rozpoznał, a potem odrzucił. W rzeczy samej gdy je tylko
rozpoznasz, że są fałszywe, one odpadną od ciebie pod własnym
ciężarem. Usuwasz ze swojej głowy błędne, szkodliwe programy,
usuwasz śmieci.
Samo
rozpoznanie wystarcza.
Gdy
to się dzieje, zaczynasz pomału wychodzić z niewolnictwa.
Każdy
sam wydobywa się z uwarunkowań, a to jest trudne, wymaga czasu. Nie
jest to podobne do zrzucenia ubrania, ale do ściągnięcia - zdarcia
skóry.
Utożsamiliśmy się z naszymi uwarunkowaniami. Znamy siebie
tylko jako katolicy, muzułmanie, komuniści ….. Możemy wpaść w
kryzys tożsamości.
W
uwarunkowaniach jest zawarta cała twoja przeszłość, twój umysł
oraz twoje ego. Jeśli jednak starczy ci odwagi, nie pozostawaj
widzem, przyłącz się do tańca!
Pozbądź
się całego śmietnika, który został na ciebie wrzucony. Być może
przestanie wtedy ciebie interesować gromadzenie tandety, mnóstwa
niepotrzebnych przedmiotów. Kiedy to się stanie, Bóg zacznie w
tobie ożywać, zacznie płynąć źródło twojego życia.
Odzyskasz
swoją niewinność.
Odzyskanie niewinności oznacza odzyskanie raju.
Ponownie
wkroczysz do Edenu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz